Administrator
(zainspirował mnie do tego tematu wątek Cleo, o stroju na wesele, dziękuję ^_^)
lubicie chodzić na wesela? dobrze się bawicie na takich imprezach?
ja osobiście nie jestem jakąś największą fanką wesel, ale na weselach bliskich przyjaciół zawsze bawię się dobrze, może dlatego, że to bliscy ludzie, więc cieszę się ich radością. nie wiem natomiast, czy równie dobrze bawiłabym się na weselichu jakiejś bardzo-bardzo dalekiej rodziny, albo kogoś, kogo nie znam w ogóle (np. idąc jako osoba towarzysząca).
Offline
Proszę bardzo!
Rzadko chodzę na wesela, na ostatnim byłam w 2006 roku i nie było szczególnie udane. Za to pierwsze, na które poszłam i pamiętam, było niezwykłe, bo śmieszne i nie nudziłam się ani chwili. Orkiestra zadbała o klimat, zabawy dla wszystkich. Najśmieszniej było, gdy ja, wtedy 14 latka, wygrałam wino, a mój wujek, 23 letni, wygrał czekoladę Potem jeszcze były 2 wesela i były...denne. Już pomijam fakt, że nie dostałam podziękowań za przygotowanie niespodzianki dla panny młodej.
Za miesiąc idę po raz pierwszy jako osoba towarzysząca i jest to dla mnie niezwykłe wyróżnienie. Choć będzie tam ze znajomych mi osób rodzina mojego P. to postaram się, żeby było miło i nawet odważę się zatańczyć, czego normalnie nie robię
Offline
Ja jeszcze nigdy nie byłam na weselu i nie wiem jakbym się odnalazła. Nawet własną studniówkę nie poszłam, więc tego typu imprezy są mi całkiem obce. Ostatnie wesele w rodzinie było wtedy, kiedy miałam z 6 lat i rodzice zostawili mnie z ciocią, a tak nic się nie działo. Wiem, że niebawem może będzie okazja, i trochę się obawiam, bo nawet nie wiem jak miałabym się naszykować na taką imprezę, jak się zachowywać, a najbardziej obawiałabym się tego, że pewnie musiałabym tańczyć, czego robić nie lubię (muszę mieć albo szampańsko dobry nastrój, co zdarza się statystycznie 2 razy do roku, i nie wtedy kiedy trzeba, albo po prostu pod wpływem alkoholu, co zdarza się jeszcze rzadziej) + możliwe weselne zabawy, w które pewnie byłabym na siłę wciągana (chociaż nie wiem jak to wygląda, bo znam tylko z opowiadań). Raczej by nikt nie uwierzył, że przyrosłam do krzesła. Cóż, wszystko jeszcze przede mną, może jak kiedyś będę miała okazję być na weselu, okaże się, że wcale nie jest tak źle.
Offline
Marta - ja też nie przepadam za tego typu zabawami, a tańczenie bez przymusu będzie dla mnie nowością. Tak więc... debiutancki debiut się szykuje. W moim wydaniu to będzie... dramat xD
Offline
Cleo napisał:
Marta - ja też nie przepadam za tego typu zabawami, a tańczenie bez przymusu będzie dla mnie nowością. Tak więc... debiutancki debiut się szykuje. W moim wydaniu to będzie... dramat xD
Pociesza mnie to, że na weselach raczej nie trzeba być jakimś super tancerzem, można się wmieszać się w tłum. Może nikt by nie zauważył, że jestem sztywna jak kij od szczotki. Bardziej przeraża mnie wizja 'pierwszego tańca', gdzie wszyscy się gapią i oceniają, ale na szczęście wesele to nie przymus
Offline
Administrator
ja akurat tańczyć uwielbiam, ale weselne zabawy mnie przerażają, dlatego nie czuję się tak do końca komfortowo. szczególnie jeżeli w towarzystwie jest dużo osób, których nie znam.
Cleo napisał:
Już pomijam fakt, że nie dostałam podziękowań za przygotowanie niespodzianki dla panny młodej.
ojej, rzeczywiście przykre.
Offline
Bardziej przeraża mnie wizja 'pierwszego tańca', gdzie wszyscy się gapią i oceniają, ale na szczęście wesele to nie przymus
Hahaha. Jakbym słyszała samą siebie Dobrze, że mój P. też nie naciska na ewentualne wesele.
ale weselne zabawy mnie przerażają
O tak. Szczególnie tych, których nie znam i nie rozumiem. Brrr...
Offline
Nie bójcie się tańczyć. Po 2-3 godzinach większość się upije i będą tańczyć jeszcze gorzej ;D Myślę, że najważniejsze to czuć się swobodnie i dobrze się bawić.
Ja byłam na kilku weselach, ale mogę je policzyć na palcach jednej ręki ... W sumie to było ich 4. Na ostatnim gościłam... o rany, jeszcze do gimnazjum chodziłam. Także bawiłam się jako dziecko wśród kuzynostwa bez dorosłych.
Rzeczywiście, pójście na wesele, na którym prawie nikogo się nie zna może być dla nas niewypałem. No chyba, że tak jak Cleo idzie jako os. towarzysząca ze swoim TŻ - to co innego Tutaj akurat poznaje się rodzinę swojego wybranka.
Ale jeśli jesteśmy zaproszeni na wesele swojego dalekiego znajomego, albo nawet krewnego to ... może być dla nas nuudno. Byłam na jednym takim. Praktycznie cały czas siedziałam przy stole. Raz mnie jakiś chłopak zaprosił do tańca i to wszystko. Miałam może 9-10 lat?
Tak czy siak bardzo chętnie wybrałabym się na ślub i wesele swoich bliskich znajomych i krewnych. Nie mogę się doczekać kiedy nadejdzie ten czas i będę mogła cieszyć się razem z nimi już jako os. dorosła
Ostatnio edytowany przez Kate (2014-05-16 16:05:31)
Offline
Cleo napisał:
Bardziej przeraża mnie wizja 'pierwszego tańca', gdzie wszyscy się gapią i oceniają, ale na szczęście wesele to nie przymus
Hahaha. Jakbym słyszała samą siebie Dobrze, że mój P. też nie naciska na ewentualne wesele.
Ja jeszcze nie wiem na kogo trafię (o ile trafię) Mówi się, że zazwyczaj to dziewczyny chcą wesela, ale różnie bywa
Kate napisał:
Nie bójcie się tańczyć. Po 2-3 godzinach większość się upije i będą tańczyć jeszcze gorzej ;D Myślę, że najważniejsze to czuć się swobodnie i dobrze się bawić.
Taka wizja mnie pociesza Najgorszy problem miałabym pewnie z zaklimatyzowaniem się w takim otoczeniu, raczej nie czuję się swobodnie w miejscach gdzie jest dużo ludzi, szczególnie nieznanych, ale może jakoś udałoby mi się przełamać, czasami mi się tak zdarza.
Offline
Och, daj spokój xD Sama wizja pocałowania męża przy kościele pełnym gości i złożenia przysięgi przy nich jest wystarczająco stresująca. A samo wesele... naszpikowane dziwnymi zabawami i całowaniem się "na akord" (patrz: "gorzko-gorzko!, a po powrocie do domu na myśl o całowaniu robi ci się słabo...)
Moja wizja wygląda tak: ślub w USC albo konkordatowy w kościele, jakaś skromna sukienka, bukiet, moi rodzice, jego rodzice, nasze rodzeństwo, dziadkowie ze strony mamy, przyjaciółka i świadkowie. Potem małe przyjęcie albo u mnie w domu albo w wynajętym lokalu, jakiś obiad, ciastko, kawa, żegnam. Ewentualnie po wszystkim impreza dla znajomych w dalszym terminie.
Offline
Cleo, na samą myśl mi niedobrze ('Ona temu winna, ona temu winna, pocałować go powinna!').
Moja wizja jest podobna. Skromne przyjęcie w gronie najbliższych,, bez zabaw i tańców. Dla niektórych to nuda i nic wyjątkowego jak na taki ważny dzień, ale mi by wystarczyło i myślę, że czułabym się lepiej niż na tradycyjnym weselichu.
Offline
mart991 napisał:
('Ona temu winna, ona temu winna, pocałować go powinna!').\
Nie pijemy wódki, nie pijemy wódki,
pocałunek był za krótki.
Nie pijemy wcale, nie pijemy wcale,
pocałunek był niedbale.
<śpiewa>
Offline
Kate napisał:
mart991 napisał:
('Ona temu winna, ona temu winna, pocałować go powinna!').\
Nie pijemy wódki, nie pijemy wódki,
pocałunek był za krótki.
Nie pijemy wcale, nie pijemy wcale,
pocałunek był niedbale.
<śpiewa>
Nie znałam tego i właśnie dzięki google dowiedziałam się, że to cała długa piosenka. Zawsze myślałam, że "ona temu winna" to taka przyśpiewka występująca naprzemiennie z okrzykiem "gorzko-gorzko", ale człowiek uczy się całe życie
Ostatnio edytowany przez mart991 (2014-05-20 17:58:20)
Offline
Administrator
Cleo napisał:
Moja wizja wygląda tak: ślub w USC albo konkordatowy w kościele, jakaś skromna sukienka, bukiet, moi rodzice, jego rodzice, nasze rodzeństwo, dziadkowie ze strony mamy, przyjaciółka i świadkowie.
ha, jeśli kiedykolwiek miałabym brać ślub, to wyglądałby pewnie podobnie, w USC (kościelny w moim przypadku odpada), tylko najbliżsi (rodzina + przyjaciele), potem jakiś obiad. dla znajomych ewentualnie impreza w późniejszym terminie, ale nie pod hasłem "wesele", tylko po prostu "bawimy się".
Cleo napisał:
A samo wesele... naszpikowane dziwnymi zabawami i całowaniem się "na akord" (patrz: "gorzko-gorzko!, a po powrocie do domu na myśl o całowaniu robi ci się słabo...)
póki "gorzko" krzyczą do młodych, to jeszcze przynajmniej w miarę zrozumiałe (co nie oznacza, że fajne...). ale już do świadków? koleżanka opowiadała mi o weselu, gdzie wodzirej czy inny DJ był totalnie natarczywy i próbował do namiętnych całusów namówić świadka i świadkową, aż do granic niezręczności (świadkowa bodajże aż wyszła, czy coś O_o).
Offline
Black Star napisał:
Cleo napisał:
A samo wesele... naszpikowane dziwnymi zabawami i całowaniem się "na akord" (patrz: "gorzko-gorzko!, a po powrocie do domu na myśl o całowaniu robi ci się słabo...)
póki "gorzko" krzyczą do młodych, to jeszcze przynajmniej w miarę zrozumiałe (co nie oznacza, że fajne...). ale już do świadków? koleżanka opowiadała mi o weselu, gdzie wodzirej czy inny DJ był totalnie natarczywy i próbował do namiętnych całusów namówić świadka i świadkową, aż do granic niezręczności (świadkowa bodajże aż wyszła, czy coś O_o).
O.o... też bym wyszła. Albo wesele dokończyło by się bez wodzireja.
Ostatnio widziałam na fb zdjęcia z wesela koleżanki z podstawówki. Nie wiem co jest fajnego w zabawie typu: pan młody ściąga pannie młodej podwiązki zębami, a wszyscy goście się śmieją i dopingują, ale to kolejny punkt do mojej listy 'dlaczego nie chcę słyszeć o żadnym weselu'.
Offline