Black Star - 2008-04-11 23:56:01

Opowiadanie powstaje jako przedmaturalny-odstresowywacz dla użytku Bs. Ale Trissia i Pattusia mówią, że nie jest znów takie paskudne, więc...
Macie, cieszcie się. ;) Proszę się spodziewać dużo absurdalnego humoru i mało sensu.

Dotyczy oczywiście Akatsuki, a dokładnie ich pokręconych problemów.
Nie musicie pisać żadnych długich komów, wystarczy, że ktoś zaznaczy, że czytnął.
Ah, i jak zobaczycie błędy, to błagam, możecie mi je spokojnie wytykać! :)


rozdział pierwszy

Sasori i Deidara siedzieli w swoim pokoju w kwaterze Akatsuki, każdy zajęty swoimi ważnymi sprawami (Sasori szykował truciznę, Deidara próbował trafić w niego samolotem z papieru).
Nagle, ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedź otworzył je i wszedł do środka. Oczywiście, był to Itachi, tylko on w ogóle nie przejmował się prywatnością innych ludzi.
- Czego tu? - Zapytał jak zwykle miło i uprzejmie Sasori.
- Musimy pogadać. - Oznajmił grobowym tonem Itachi.
- Zrywasz z nami? - Zażartował Deidara, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.
Niestety, okazało się, że to nie był najlepszy moment na takie teksty. Itachi rzucił mu jedno z tych spojrzeń mogących dosłownie zabijać, a Sasori spróbował trafić w niego stojącym wcześniej na stole kubkiem. Na szczęście, Deidara, obyty już w mieszkaniu w jednym pokoju z Sasorim uchylił się przed atakiem.
- Mam sprawę. - Wyjaśnił Itachi śmiertelnie poważnie.
- Związaną z nami? - Spytał Sasori z lekkim zdziwieniem, bo nie pamiętał, żeby go łączyły jakiekolwiek sprawy z Itachim.
- Nie, skąd ten pomysł. - Odpowiedział Uchiha. - Po prostu wszyscy inni wyszli, a ja potrzebuje rady w kwestiach międzyludzkich. -
Deidarę nic tak nie zdziwilo od czasów, kiedy dowiedział się, że Sasori jest zrobiony z drewna. Naprawdę, Uchiha Itachi gadający o sprawach międzyludzkich? Niemożliwe. Może to jakiś sen? Albo może Sasori dosypał mu jakichś dragów do herbatki?
- Ale zdajesz sobie sprawę, że możemy nie być najlepszymi osobami do takich rozmów? Ja nawet nie jestem już człowiekiem,  w związku z czym niewiele wiem o relacjach międzyludzkich, a Deidara jest... no coż, Deidarą. - Powiedział po chwili Sasori.
- Ej! - Oburzył się Deidara, jakby bycie nim było conajmniej obraźliwe.
Uchiha wzruszył ramoionami.
- Jak już mówiłem, nie bardzo mam inne wyjście. - Wyjaśnił. - Więc? -
- Ale o co właściwie biega? - Uznał za stosowne spytać Deidara.
Itachi westchął lekko, po czym rozejrzał się po pokoju i usadowił się wygodnie na łóżku Deidary (Uchiha nigdy nie przejmował się prawem własności, i traktował rzeczy innych jak swoje własne). Deidara zaczął się poważnie zastanawiać, czy nie powinien wziąć przykładu z Sasoriego. Lalkarz zupełnie przypadkiem zostawił na swoim krześle jadowitego skorpiona i zapomniał o nim... Hm, zaskakujące, od tamtego wypadku nikt nawet nie zbliżał się do jego rzeczy.
- Więc, zacznę od krótkiego wstępu. - Rozpoczął Itachi.
- A co ty, wypracowanie w podstawówce piszesz? Wstęp, rozwinięcie, zakończenie? - Mruknął złośliwie Sasori.
Uchiha zignorował go.
- Ano, wiecie że mam jeszcze żywego brata? - Przeszedł do sedna Itachi.
- Hn, choć stwierdzenie "jeszcze żywego" jest odrobinę niepokojące, tak, wiemy, że masz brata. - Odpowiedział Sasori ostrożnie.
- A wiecie, jaki dzis dzień? - Zapytał Uchiha, najwyraźniej w nastroju na zagadki.
Sasori zrobił minę mówiącą: "obchodzi mnie to tyle, co moja babcia".
Deidara pomyślał przez chwile intensywnie.
- Masz urodziny! - Wykrzyknął podskakując radośnie na fotelu. - Masz urodzinki, i chcesz zrobić rodzinną imprezę, a do tego trzeba ci rodziny. -
Itachi patrzył na niego, jakby właśnie oznajmił, że już nigdy niczego nie wysadzi.
- Jeśli Deidara ma rację. - Wtrącił się Sasori. - I naprawdę masz dziś urodziny, to na moim biurku jest prezent dla Ciebie. Poznasz go po tym, że jak wypijesz to ci wypali wnętrzności. Najlepszego! -
- Nie... Urodziny mam dopiero za parę miesięcy i naprawdę, naprawdę Sasori, nie musisz mi niczego dawać. - Odpowiedział po chwili Itachi. - Ale
w sumie to Deidara był blisko. -
- Tak? - Ucieszył się Deidara.
- Tak. - Potwierdził Itachi. - Mój brat ma urodziny. -
- I chcesz mu kupić prezent. - Posunął Deidara, dumny ze swojej przenikliwości.
- Nie, no coś ty. - Oburzył się Uchiha.
- Tak, przestaję się dziwić, że on cię nie lubi, nawet prezentu nie kupisz, no wiesz. - Skomentował jadowicie Sasori.
- Bardzo śmieszne. - Wzruszył ramionami Itachi. - Nie stać mnie na prezent. Pamiętacie, że szef nie dał nam kasy za ostatnią misję? Najwyraźniej "zdobycie informacji o wiosce" nie polegało na kupieniu przewodnika w księgarni. -
- Chamstwo. - Podsumował Deidara. - Ale, wracajmy do twoich problemów rodzinnych. -
- Nie mam problemów. - Obraził się Itachi. - Nie mam większości rodziny, jak mogę mieć z nimi problemy? -
- To po coś tu przyszedł, jak nie masz problemu? - Oburzył się Sasori.
- A co, prowadzisz tu sesje terapeutyczne? Chciałem mu napisać karkę. - Wyjaśnił Uchiha.
- Urodzinową? - Upewnił się Deidara.
- Nie, z podróży do piekła. - Odparł ironicznie Itachi. - Oczywiście, że urodzinową. -
- Mh. A czemu uznałeś, że musisz nas o tym poinformować? Znaczy, powaliła nas twoja historia, ale naprawdę, nie trzeba było. - Wtrącił się złośliwie Sasori.
- Eh, nie o to chodzi. Nie wiem co napisać, ot co. - Itachi w końcu dotarł do sedna problemu.
- I MY mamy ci pomóc? - Deidara praktycznie spadł z krzesła.
- Tak. - Uchiha uśmiechął się jadowicie. - I nawet nie myślcie, że sie jakoś z tego wyplączecie. Wybór jest prosty: pomagacie, albo zginiecie. -
- Możemy to przemyśleć? - Zapytał Sasori zgryźliwie.
- A napisałeś już cokolwiek? - Spytał tymczasem Deidara, który dobrze wiedział, że kiedy Itachi grozi komuś śmiercią, to nie oznacza to niczego dobrego.
- Oczywiście. - Uchiha pokiwał głową, wyciągając z kieszeni złożoną kartkę papieru.
- A co? - Zapytał ostrożnie Sasori.
Itachi odchrząknął lekko, rozłożył kartkę, wziął głęboki oddech i przeczytał: "Hej Sasuke".
- To wszystko?! - Teraz to Sasori był bliski spadania z krzesła.
- No, bo nie wiem co dalej. - Wyjaśnił rozbrajająco Uchiha.
Deidara tymczasem zainteresował się innym faktem.
- Twój brat ma na imię Sasuke? - Upewnił się.
- Taa, a co? - Potwierdził Itachi.
- Haha, śmiesznie. - Zachichotał młody artysta. - Heh. Wiesz, bo to się kojarzy z ... -
Nie dokończył, bo Sasori rzucił w niego śrubokrętem.
- Ał! - Oburzył się. - Za co niby? -
- Za głupie żarty. - Wyjaśnił lalkarz. - To przecież nie ich wina, że rodzice nie umieli dobrych imion dobrać. -
- Może przestalibyście się oboje wyśmiewać z mojej rodziny i pomogli mi pisać list? - Przerwał Itachi z niezadowoleniem.
- Oj, spokojnie, no, oddychaj. - Zreflektował się Deidara. - Teraz możesz napisać "jak leci?", to zawsze jest odpowiednie. -
- Racja, tylko nie pisz "pozdrów rodzinę", bo mały odbierze to jako wredną uwagę. - Sasori też uznał, że może coś doradzić.
- Okej, napiszę "jak leci?". - Zgodził się Uchiha, wyciągając z kieszeni zieloną kredkę.
Deidara i Sasori spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Hidan wypisał wszystkie długopisy i ołówki, żeby rysować te swoje rytualne bazgroły, czy coś tam. Tylko to zostało. - Wyjaśnił. - No, napisane. Co teraz? -
- On ma urodziny, to może życzenia? - Zaproponował całkiem rozsądnie Sasori.
- Nawet niegłupi plan. - Itachi pokiwał głową. - Zdrowia, szczęścia, pomyślności... -
- Dobrej zabawy, wybuchowych prezentów. - Podsunął Deidara. A widząc zaskoczone miny Sasoriego i Itachiego wyjaśnił szybko. -  Znaczy, wybuchowych czyli fajnych, nie że mają od razu wybuchnąć. Choć to się w sumie łączy jedno z drugim... -
Lecący w jego strone talerz przerwał mu wywody.
- Ał, Danna! Za co teraz? - Syknął chowając się szybko za oparciem fotela.
- Po prostu. - Sasori wzruszył ramionami.
- Co jeszcze? - Przerwał Itachi.
- Dobrych ocen w szkole i fajnych kolegów. - Podsunął Sasori przypominając sobie życzenia z tanich kartek, które może kupić w kiosku.
- I fajnej dziewczyny! - Wykrzyknął Deidara. - Albo faceta, co kto woli. Ja tam jestem tolerancyjny, można i oba naraz, tak podobno jest ciekawiej. -
- Sasori, zrób coś dla mnie, rzuć w niego czymś jeszcze. - Poprosił Itachi.
- Chciałbym, ale już wszystko porozrzucałem. - Odpowiedział Sasori.
- Ale za co?! - Oburzył się młody artysta.
- Za zachęcanie nieletnich do czynów niemoralnych. - Wymyślił Uchiha.
Deidara zastanawiał się przez chwilę.
- Jak bardzo nieletni jest twój brat? - Zapytał.
- Jak ostatni raz liczyłem, to nie miał wiecęj niż piętnaście lat. - Odpowiedział Itachi.
- Mhm. To rzeczywiście, nie pisz tego. - Zgodził się Deidara.
- Nie mam zamiaru. - Odparł Uchiha. - Dobra. Mam wszystko. Idę wysłać. -
To mówiąc wstał z łóżka i skierował się do drzwi.
- A dziękuję? - Zapytał sarkastycznie Sasori.
- Ależ proszę. - Odciął się Itachi wychodząc.

Livvy - 2008-04-14 21:31:30

Czytnęłam *zaznacza*
Daj more lepiej ^_^

Black Star - 2008-04-16 15:35:35

Dla Ciebie wszystko. ;)


rozdział drugi

Nad ranem, Deidara spał spokojnie, śniąc o wielkich wybuchach i ładnych dziewczynach. Właśnie obracał się na drugi bok, kiedy nagle...
- Wstawaj! - Sasori szarpnął go za ramię.
- Czeeeemuuu? - Oburzył się Deidara, spoglądając na zegarek. - Mamy misję, Danna? -
- Nie, czemu? - Zdziwił się Sasori.
- Cóż, jeśli to nie misja, ani sytuacja zagrożenia życia, to ja nie zamierzam wstawać o  piątej rano, dobranoc. - Odparł Deidara ponownie nakrywając się czarnym kocykiem w czerwone chmurki.
- Jak nie wstaniesz za pięć sekund, to gwarantuje, że twoje życie będzie zagrożone. - Oznajmił Sasori, z sadystycznym uśmieszkiem na twarzy.
Widząc ten rodzaj uśmiechu, Deidara zrozumiał, że może rzeczywiście powinien wstać.
- Aaaleee czeeego chceeesz? - Ziewnął podnosząc się z trudem.
- Zaraz poczta przyjdzie. - Wyjaśnił Sasori.
- I co, zamówiłeś sobie lalkę barbie na allegro i chcesz się pochwalić? - Zapytał jadowicie Deidara, mając jednocześnie nadzieję, że o tak wczesnej porze dnia Sasori nie będzie w nastroju na atakowanie nikogo ogonem.
- Nie. - Warknął Sasori, notując jednocześnie w pamięci, żeby nieco później palnąć Deidarę ogonem. - Chcę pójść i zobaczyc co Mały Psychopatyczny Brat odpisał Większemu Psychopatycznemu Bratu. -
Deidara uznał, że to może być całkiem ciekawy pomysł.
- Dobra, chodź! - Mruknął radośnie wychodząc z pokoju. - Szybko, póki wszyscy śpią. -
W przedpokoju, jednakże, siedział spokojnie Itachi, czytając poranną gazetę.
- A wy co? Idziecie na poranny jogging czy romantyczny spacer? - Powitał ich.
- Przyszliśmy dobrać się do twojej poczty. - Przyznał odważnie Sasori.
Itachiego z lekka przytkało.
- Czemu? - Zapytał.
- Chcemy wiedzieć co ci odpisał Mały Psych... Mały Brat. - Wyjaśnił Deidara.
- A co, emocjonalnie się przywiązałeś? - Zapytał jadowicie Uchiha.
- Żebyś wiedział, cały list ci napisałem! - Oburzył się szczerze Deidara.
- Racja. - Itachi pokiwał głową, najwyraźniej intensywnie nad czymś myśląc. - To znaczy, że jak coś pójdzie nie tak, mogę się wyżyć na tobie... Albo na Sasorim. -
- Łapy przy sobie. - Burknął Sasori. - Oczy też, i wszystko inne. -
- POOOOCZTA! - Rozległ się tymczasem głos z zewnątrz. Najwyraźniej był to nowy listonosz, który nie wiedział, jak się zachować w okolicach kwatery Akatsuki.
- Dzięki, proszę położyć pod drzwiami, to pana nie zabijemy. - Odpowiedział Sasori, który najwyraźniej zdecydował się pełnić rolę gospodarza.
Dźwięk szybkich oddalających się kroków oznaczał, że listonosz posłuchał rady. Deidara otworzył drzwi i wziął listy, patrząc szybko na adresatów.
- Rachunek za prąd, rachunek za gaz, rachunek za wynajem Wielkiej Groźnej Groty... - Odczytywał.
- Cholera, znów dużo zabulimy, szef się wnerwi i nie zapłaci. - Skrzywił się Sasori.
- ... pismo "Władza nad światem", pismo "Mój ogród", jakaś gazetka dla dorosłych... - Czytał dalej Deidara.
- Domyślam się, że to żadne z tych. - Ironizował Sasori.
- O, to chyba będzie to, na kopercie jest narysowany i pokreślony Itachi. - Roześmiał się Deidara, rzucając listem w Uchihe. - Masz, ciesz się. Ooo, patrzcie, nowe wydanie Księgi Kryminalistów, musze zobaczyć, czy lepiej wyszedłem na zdjęciu niż ostatnio. -
- Nie, bo ty tak po prostu wyglądasz. - Ściął go Sasori. - Itachi, co ci napisał brat? -
- Zaraz, dopiero próbuję rozczytać się, on strasznie bazgrze. - Odparł Uchiha.
- Wiesz, trudno jest jednocześnie ładnie pisać i rzucać pełne nienawiści komentarze. - Wyjaśnił Sasori.
- Dobra, to czytam: "Hej Itachi. Czemu właściwie do mnie piszesz? Czyżbyś się czuł samotny? Czy po prostu masz za dużo wolnego czasu? I w ogóle, nie wiedziałem, że pamiętasz o moich urodzinach, nikt nie pamięta. Gdyby nie to, że jestem taki twardy, to już dawno bym się nad sobą użalał.
Ale z życzeniami to się mogłeś bardziej wysilić. I po co mi niby jakaś fajna dziewczyna?! Nie myśl, że do ciebie pisze, że cię lubię, po prostu elegancko jest odpisać. Ale kiedyś cię zabiję. Pozdrawiam serdecznie, Sasuke.
" - Przeczytał z trudem Itachi.
- Taaa. - Skomentował Deidara. - Pisać to on nie umie. I widzę, że dodałeś moje życzenia o dziewczynie. -
- Aha, ale pominąłem ten komentarz o "obu naraz". - Odparł Itachi.
- Etam, nawet jakbys napisal,nic by się nie stało, mały wyraźnie nie ma pojęcia o dziewczynach, skoro pyta "po co?". - Sasori wzruszył ramionami.
- Un, myślę, Itachi, że powinieneś wyjaśnić bratu o co chodzi w tych sprawach. - Oznajmił Deidara, uśmiechając się niewinnie.
Itachi spojrzał na niego z przerażeniem.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz. - Odpowiedział szybko.
- Nie. Zabiłeś mu rodzinkę, to kto ma mu powiedzieć skąd się dzieci biorą? - Motywował swoją decyzję Deidara.
- No chyba nie ja. On pewnie nawet nie wie co to znaczy zabawić się na imprezie,  najpierw niech ktoś go nauczy jak się zabawić, a potem zajmiemy się tymi sprawami. - Zdecydował Itachi.
- Wiem! - Krzyknął Deidara z podejrzanie radosnym uśieszkiem na twarzy. - Mam idealny prezent dla twojego brata!  Pod koniec miesiąca, mamy parę dni wolnego, idę do klubu, mogę go zabrać ze sobą. -
Pozostała dwójka spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Błagam Itachi, wykaż odrobinę przyzwoitości, i nie pozwól żeby Deidara zabrał twojego brata do jakiegoś podejrzanego klubu. - Jęknął Sasori.
Itachi rozważał to przez chwilę.
- No jasne, że nie pozwolę. Wszyscy pójdziemy. - Zdecydował Itachi.
- Ty żartujesz? - Sasoriego najpiewniej zatkało, choć trudno było to stwierdzić, bo nie zmieniał wyrazu twarzy.
- Jestem śmiertelnie poważny. - Zaprzeczył Uchiha.
- W takim razie przepraszam na moment, muszę iść dostać zawału ze zdziwienia, zaraz wracam. - Odpowiedział Sasori, który nawet w chwili zaskoczenia pozwalał sobie na ironiczne uwagi.
- Ty nie możesz dostać zawału, nie jesteś człowiekiem. - Zauważył inteligentnie Itachi.
- Dlaczego próbujesz mi odebrać wszystkie przyjemności? - Udał urażonego Sasori.
Deidara zatarł ręce.
- Dobra, odpisujemy? - Zapytał przerywając tamtym konwersację.
- Taa. Nawet zacząłem. - Pochwalił się Itachi. - Mam tyle: "Hej Sasuke, fajnie że odpisałeś". -
- Tylko tyle? - Oburzył się Deidara.
- Przynamniej to szczere. - Podsumował Sasori.
- Dobra, to teraz zaproś go do klubu! - Poradził Deidara.
- Nie. Najpierw zapytaj o samopoczucie i powiedziękuj za odpowiedź, takie są reguły grzeczności. - Poprawił Sasori.
- Skąd TY znasz reguły grzeczności? - Zdzwił się Itachi. - Dobra, napisałem. To o klubie też. -
- To teraz pozdrów go od nas. - Zaproponował Deidara.
- A to niby czemu? - Zapytał zaskoczony Itachi. - Nie pozdrawia się nieznajomych ludzi. -
- Oczywiście, że się pozdrawia. Poza tym jak ja mam niby poznawać nowych ludzi, skoro bycie w Akatsuki strasznie utrudnia nawiązywanie kontaktów. - Obruszył się Deidara.
- To akurat prawda. - Zgodził się nieoczekiwanie Sasori. - Ludzie, których zwykle spotykamy albo nas atakują, albo uciekają w popłochu. To bardzo komplikuje sprawę, jeśli chce się na przykład spytać kogoś o godzinę. -
- Dobra, napiszę: "Sasori i Deidara załączają pozdrowienia". - Zgodził się Itachi, wzdychając ciężko.
- Załączyć, to mogę co najwyżej truciznę. Napisz no to jakoś normalnie, a nie jakbyś pisał formalne pismo do urzędu. - Skrzywił się Sasori.
- Hm. Okej, poprawię. - Itachi wzruszył ramionami.
- Super, un! - Ucieszył się Deidara.
- O! - Zdumiał się Sasori. - Powiedziałeś "un". -
- No i? - Zapytał Deidara.
- Wcześniej tego nie mówiłeś. - Wypomniał mu Sasori.
- Walczę z tym, staram się pozbyć złych nawyków. - Wyjaśnił Deidara.
- Ja też, nawet nie palę. - Włączył się Itachi.
- Ale ty nigdy nie paliłeś. - Przypomiał Sasori.
- I dlatego łatwo było mi rzucić. - Wyjaśnił Uchiha uśmiechając się złośliwie. - Ty też lepiej się wyzbyj złych nawyków, stary. -
- Ale ja mam same złe, jak się ich wyzbędę to nic ze mnie nie zostanie. - Odparł Sasori.
- I właśnie o tym marzę. - Roześmiał się Itachi.
Sasori spojrzał na niego urażonym wzrokiem.
- Mam nadzieję, że brat cię kiedyś zadźga. - Rzucił jadowicie Sasori.
- A ja mam nadzieję, że babcia cię zabije. - Odparował Itachi.
Deidara nagle zaczął się cieszyć, że nie ma rodziny.
W tym samym momencie drzwi do przedpokoju otworzyły się i wszedł lider.
- Można wiedzieć, co robicie we trójkę w przedpokoju o piątej nad ranem? - Zapytał z niezadowoleniem.
- Właściwie to my... my... - Deidara nie był pewien jak wyjaśnić to, co robią.
Itachi najwyraźniej też nie wiedział, bo milczał, a Sasoriego najwyraźniej niewiele to obchodziło. Lider patrzył na nich przez chwilę bez słowa.
- Albo nie, nie chcę wiedzieć co robicie, co robiliście i co będziecie robić. Tylko róbcie to cicho, niektórzy są normalni i chcą spać. - To mówiąc odwrócił się na pięcie i skierował do wyjścia. - A właśnie, przyszła do mnie jakaś poczta? -
- Tylko pisemko dla facetów, którzy nie potrafią znaleźć kobiety w realnym świecie. - Odpowiedział Sasori.
- Jak śmiesz! - Oburzył się lider.
- Właśnie, Sasori, chamstwo z ciebie wylazło, no wiesz. - Włączył się Itachi, próbując się nie roześmiać.
- Ale to już dawno. - Wytłumaczył się Sasori.
- Bardzo dawno? - Uczepił się Deidara.
- Pewnie tak dawno, jak ktoś ostatni raz tu sprzątał. - Odparł Itachi, rozglądając się po przedpokoju,
który rzeczywiście do specjalnie czystych nie należał.
Deidara zachichotał cicho.
Lider skrzywił się wyraźnie.
- Nie lubię was. - Oznajmił, po czym łypnął na nich groźnym spojrzeniem i wyszedł z pokoju.
- My ciebie też! - Krzyknął za nim Deidara.

Black Star - 2008-04-21 12:44:18

rozdzial trzeci

Deidara z zadowoloną miną wszedł do kwatery. Udało mu się zrobić zakupy bez wysadzania sklepu i właściciela. W kwaterze też panował względny spokój... a nie, z kuchni dochodziły jakieś podniesione głosy.
- Moja kolej. A twój koniec. - Mówił właśnie Itachi.
- Sobie chyba żartujesz. Mam jeszcze niejednego asa w rękawie, i jedynym zwycięzcą będę ja. - Odpowiedział Sasori.
- Ah tak?! - Oburzył się Uchiha. - Myślisz, że masz ze mną szanse? -
- Tak. Giń. - Odparł Sasori. - Rozwalę cię na kawałki. -
Deidara rzucił siatkę z zakupami na kanapę i szybkim krokiem skierował się do kuchni. Najwyraźniej Sasori doprowadził Itachiego do szału o jeden raz za dużo (albo odwrotnie) i postanowili się wzajemnie pozabijać. Ktoś musi to powstrzymać!
- Nie... - Zaczął wbiegając do kuchni.
To co zobaczył zbiło go jednak z tropu tak bardzo, że go praktycznie, techicznie i faktycznie zatkało.
- Hm? Mówiłeś coś? - Sasori podniósł głowę z nad stołu.
Itachi siedział naprzeciwko, popijając herbatkę z miodem.
- Gramy w wojne, zagrasz? - Zapytał Uchiha.
- Wy... gracie... w karty? - Wyjąkał z trudem Deidara.
- Tak, a coś myślał? Że walczymy na śmierć i życie? W kuchni?! - Odparł zaskoczony Sasori.
- Nieważne. - Odpowiedział Deidara sadowiąc się na krześle. - Prawie dostałem przez was ataku serca, un! -
- Napij się herbatki ziołowej. - Poradził mu Itachi. - Albo piwa. -
Deidara uznał, że to całkiem niegłupia rada.
- Kurna. - Przywitał ich tymczasem Hidan, wchodząc do kuchni.
- I wzajemnie. - Odparł Sasori. - Zagrasz w karty? -
- Z nim? - Hidan wskazał palcem na Itachiego, próbując jednocześnie przybrać wyraz obrzydzenia na twarzy. - Nigdy, kurde. On oszukuje, kurde, podgląda karty od spodu tymi swoimi, kurde, patrzałkami. -
- Że niby co?! - Obruszył się Sasori.
- Nie słuchaj go, w życiu nie oszukuje w kartach, on po prostu zawsze przegrywa i ma z tym jakiś problem. - Wytłumaczył się szybko Uchiha. - A ty, Hidan,
nie pokazuj palcem. -
- Dlaczego niby, kurde? - Zdumiał się Hidan.
- Bo ktoś może ci go urwać. - Odpowiedział z uśmiechem Itachi.
Hidan spojrzał na niego podejrzliwie, ale palec schował.
- W każdym razie, przybyłem tu, żeby... - Zaczął.
- Jeśli przyszedłeś nas nawracać na swoją walniętą religię to proszę, wyjdź póki jeszcze masz obie nogi na miejscu. - Przerwał mu Sasori.
- Nie. Ale jeśli już o tym wspomniałeś to, kurde, rzeczywiście, powinniście pomyśleć o swojej przeszłości, będziecie się, kurde, w piekle smażyć, heretycy! - Wykrzyknął Hidan. - Ale tak serio, to przyszedłem dać wam pocztę. -
- O. - Zdziwił się Itachi. - Ale nie widzieliśmy żeby listonosz szedł. -
- Tak, no, kudre, tego... - Zająknął się Hidan. - Zetsu go zjadł zanim dotarł. Podobno myślał, że to szpieg. -
Deidara i Sasori pokiwali głowami. Takie zdarzenie nie było tu niczym dziwnym.
- Więc postanowiłem być fajny, pozbierałem te rozrzucone listy i wam przyniosłem. - Pochwalił się Hidan.
- Oczywiście po drodze wszystko przeczytałeś? - Zapytał złośliwie Deidara.
- Oczywiście, a co? W każdym kurde razie, Deidara, masz, dla Ciebie rachunek z knajpy w której byłeś w weekend, podobno rozwaliłeś stół. - Powiedział
Hidan podając mu list.
- Piętnaście minut czekania na obiad to zdecydowanie za długo. - Wytłumaczył się Deidara. - Głodny byłem. -
- Sasori, ty też coś masz, babcia przesyła ci spóźnione życzenia świąteczne, smacznego zająca i mokrego jajka. - Kontynuował wypowiedź Hidan.
- Staruszkę chyba kompletnie pokręciło. - Zawyrokował Sasori.
- Tak, i pyta jeszcze czy dalej jesteś niezadowolony, że cię okłamywała całe dzieciństwo. - Dodał Hidan.
- Jestem. - Przytaknął Sasori.
- Może powinieneś jej odpisać? - Podsunął Itachi, który najwyraźniej miał ambicję pogodzenia wszystkich rodzin na planecie.
- Próbowałem, ale ona zawsze wie jaka trucizna jest w którym liście i nie otwiera go gołymi rękami. - Skrzywił się Sasori.
- O, właśnie, Itachi, do ciebie też coś przyszło. Ale nie wiem o co chodzi, bo takie pobazgrane, że się nie mogę rozczytać. - Zakończył smutno Hidan, podając
Itachiemu list. - Czy to list miłosny? -
- Co ty, głupi? - Oburzył się niewiadomo czemu Deidara. - Jakby to był list miłosny, to byłby elegancki i z serduszkami po bokach! -
- Skąd wiesz, dostałeś kiedyś? - Rzucił ironicznie Sasori.
- A żebyś wiedział, Danna! - Odpowiedział wkurzony Deidara. - I na pewno więcej niż ty! -
- No nie wiem, jestem całkiem popularny w niektórych kręgach. - Sasori wzruszył ramionami.
- W kręgach wielbicieli lalek barbie? - Zapytał ironicznie Deidara.
- O, dowcip ci się wyrabia, brawo. - Pogratulował mu Sasori wstając z krzesła. - Szkoda tylko, że niewiele z nim pożyjesz. -
- Ja tylko żartowałem, un. Nie zabijaj. - Bronił się Deidara.
- Ej! Zapomnieliście co szef mówił? Żadnych krwawych walk w kuchni, bo jedzenie się psuje. - Przerwał im Itachi. - I w ogóle, cicho tam bądźcie, chcę czytać mój list. -
- A co to za list? - Dopytywał się dalej Hidan, dla którego korespondencja Itachiego należała najwyraźniej do najciekawszych aspektów dnia dzisiejszego.
- To odpowiedź mojego brata na nasze zaproszenie go do klubu. - Wyjaśnił Uchiha.
- O, idziecie do klubu? - Zdziwił się Hidan.
- Tak jest! - Powierdził Deidara, sczerząc się radośnie.
- Mogę też? - Zapytał Hidan nagle szczerze zainteresowany.
- Nie. - Zdecydował szybko Itachi.
- Czemu, kurde? - Oburzył się Hidan.
- Bo byś go nauczył tych wszystkich brzydkich słów. - Wyjaśnił zimno Uchiha.
- Itachi, jeśli twój brat jest prawidłowo rozwiniętym piętnastolatkiem to on już zna te wszystkie brzydkie słowa. - Wtrącił Deidara całkiem rozsądnie.
- Tak, szczególnie, że ta dzisiejsza młodzież jest strasznie niewychowana. - Dodał Sasori tonem stuletniego starca.
- Nieważne. - Wzruszył ramionami Itachi. - Nie zabiorę tej nawiedzonej istoty na pierwsze od lat spotkanie z bratem. -
- Kogo kurde, nazywasz nawiedzonym? - Zdenerwował się Hidan.
- Traktuj to jako komplement, nawiedzonym przez tego-jak-mu-tam-bylo twojego boga. - Wyjaśnił Itachi.
- A, właśnie, czy ty nie powinieneś być teraz gdzieś indziej przebijając się jakimś długim ostrym przedmiotem? - Przerwał Sasori.
Hidan spojrzał na zegarek.
- O, cholerka! Rzeczywiście, mam cztery minuty opóźnienia. Dzięki, Sasori! Dozobaczyska! - Rzucił wybiegając z pokoju.
Tak, cóż. Niektórzy tu nie są do końca normalni, pomyślał Deidara.
- No, to teraz czytaj. - Powiedział Sasori.
Itachi wyciągnął list z koperty i zaczął czytać.
- "Hej Itachi. Nie wiem, na jakich prochach wy tam życiecie, ale chyba nie sądzisz, że pójde z tobą do jakiegoś podejrzanego klubu? Przecież mógłbyś próbować mnie zabić, albo coś takiego. Poza tym jestem nieletni i i tak mnie nie wpuszczą. A poza tym nie mam kasy. No, chyba, że ty stawiasz... I jak obiecasz, że nie będziesz zabijał ludzi dookoła. No, ale nadal nie jestem przekonany. Nie możesz mi po prostu kupić czegoś ładnego i wysłać pocztą, żebyśmy nie musieli się widywać? Widywanie ciebie źle wpływa na moją psychikę. No, chyba, że to jakiś naprawde fajny klub... Ah, sam nie wiem. Muszę to przemyśleć.
Pozdrawiam, Sasuke.
Ps. Odpisz.
Pps. I dlaczego twoi świrnięci kumple mnie pozdrawiają? A wiecie, że prześladowanie jest karalne?" -
- Un, twój brat ma zdecydowanie jakieś problemy. Zabierz go do psychologa. - Zawyrokował poważnie Deidara.
- Do psychiatry. - Zachichotał Sasori. - I czemu on tak ciągle podkreśla, żebyś go nie zabijał? -
- Sam nie wiem, myślę, że to może mieć jakiś związek z tym, że zabiłem całą naszą rodzinę. - Itachi pokręcił niepewnie głową.
- Hm, tak myślisz? Ale to coś innego, pewnie miałeś powód, na przykład byli wkurzający, albo kazali ci wracać do domu przed dziewiątą. - Oparł Sasori.
Itachi spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Dobra, panowie. Odpisujemy. - Powiedział po chwili.
- Ja, ja podyktuje. Ja się na tym znam. - Pochwalił się Deidara.
- Znasz się na zwabianiu nieletnich do podejrzanych klubów? - Zapytał złośliwie Sasori.
- Nie! Na pisaniu listów. Un. - Poprawił Deidara.
- To dyktuj. - Rozkazał Itachi.
- "Drogi Sasuke. Miło, że odpisałeś, choć mógłbyś nie być takim psycholem..." - Zaczął Deidara, wpatrując się natchnionym wzrokiem w kuchenkę mikrofalową.
- Stop. Proponuję zmienić ostatnią część zdania na "choć mógłbyś nie być taki nerwowy". - Sasori uznał za stosowne nieco ocenzurować treść.
- Etam, jak zwał tak zwał. Pisz dalej: "I obiecuję, że postaram się nikogo nie zabijać tym razem." - Kontynuował Deidara.
- Bez "tym razem". - Poprawił kolejny raz Sasori.
Deidara zignorował go.
- I teraz: "Oczywiście, że ja płacę, to w końcu twoje urodziny. Będzie fajnie, zgódź się. Pozdrawiam, twój wspaniały brat." - Rzucił.
- Jak napiszesz "twój wspaniały brat" to on na pewno się nie zgodzi. Prędzej dostanie zawału. - Sasori dość scepytcznie odnosił się do talentu pisarskiego Deidary.
- Racja. Odpuszczę ten tekst. - Itachi pokiwał ze zrozumieniem głową.
- To jeszcze ps! Napisz, że my wcale nie jesteśmy świrami. Napisz, że "Deidara to inteligenty, zabawny i przystojny facet..." - Ciągnął dalej Deidara.
- To nie ogłoszenie towarzyskie. - Przerwał mu Uchiha.
- Właśnie, w dodatku twój opis bardziej do mnie pasował. - Dodał zgryźliwie Sasori.
- Chciałbyś, un. - Oburzył się blondyn.

Black Star - 2008-05-15 22:12:51

(omg, zapomnialam, ze mialam to updatować)

rozdział czwarty

Sasuke siedział w pokoju, zastanawiając się nad sensem ludzkiego życia... Brednie. Tak naprawdę, to zastanawiał się, czy powinien wybrać się do klubu z Itachim. Myślał nad tym już od wtorku, i nadal znajdował się na etapie: "nie wiem". Co gorsza, nie mogł spytać o radę nikogo ze swoich znajomych z wioski, bo pewnie przypłacili by to zawałem serca, Itachi był w końcu poszukiwanym przestępcą i psychopatycznym mordercą. Tak więc, Sasuke nie wiedział co robić, i nie miał kogo spytać. Rozważył nawet napisanie do "Bravo" lub telefon zaufania, ale to byłoby jednak przegięcie. Jako porządny shinobi powinien sobie radzić z problemami... no tak, ale w końcu nie codziennie morderca twojej rodziny zapraszał cię na kolację.
Jego poważne rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
- Włazić. - Powiedział młody Uchiha. Do pokoju wszedł z radosnym uśmiechem Naruto.
- Siemka stary. Ja z pytaniem: nie wiesz, czy mamy dziś jakieś zajęcia, bo zgubiłem swój plan lekcji? - Zapytał.
Sasuke westchnął. Dlaczego Naruto codziennie przychodził do niego z takimi głupotami, zamiast spisać sobie kiedyś ten plan?
- Tak, mamy. Ale dopiero wieczorem. - Wyjaśnił Uchiha.
- O, to fajno, zdążę sobie pójść na ramen. - Ucieszył się Naruto. - A, właśnie, jak tu szedłem, to spotkałem Ino. W sobotę robi imprezkę i kazała mi cię zaprosić. -
Sasuke podrapał się po głowie. Dlaczego różni dziwni ludzie postanowili go ostatnio zapraszać na różne dziwne imperezy?
W dodatku teraz znalazł się między spotkaniem ze swoim nie-do-końca normalnym bratem i jego jeszcze mniej nienormalnymi kolegami, albo z dziewczyną, która próbuje się na niego rzucić przy każdej okazji. Wybór był więc dość prosty.
- W sobotę jestem już umówiony. - Odpowiedział. - Ale podziękuj jej ode mnie. -
- Okej. - Zgodził się Naruto wzruszając ramionami. - Zaraz, z kim jesteś umówiony? -
- Nieważne, moja sprawa. - Burknął Uchiha.
Naruto milczał przez chwilę, wpatrując się w niego intensywnie.
- Ale... chyba nie... z Sakurą? - Upewnił się Naruto.
Gdyby Sasuke coś w tej chwili jadł lub pił najpewniej by się udławił.
- Nie strasz mnie tak! - Jęknął.
- Czyli ja mogę się z nią umówić? - Zapytał blondyn.
- A umawiaj się ile wlezie, tylko trzymaj ją z dala ode mnie. Tak z pięć metrów conajmniej. - Odpowiedział Uchiha.
Naruto pokiwał głową, po czym skierował się do wyjścia.
- Idę coś jeść, idziesz? - Spytał.
- Nie, muszę pomyśleć w spokoju. - Odparł Sasuke.
- Tylko uważaj, żeby ci się zwoje w mózgu nie przegrzały. - Zachichotał Naruto wychodząc.

- Daaaanna! Ratuj! - Krzyknął Deidara gdzies ze swojego pokoju.
Sasori, który leżał spokojnie na kanapie, oglądając wiadomości w telewizji, ze zdumieniem podniósł się i powolnym krokiem udał do pokoju. Deidara, jednakże, nie został zaatakowany przez wrogich ninja, ani nawet przez żadnego innego członka Akatsuki, ale po prostu stał przed szafą w pokoju wpatrując się w nią intensywnie.
- Pomóż! - Jęknął blondyn.
- A co, masz tam potwora? - Zapytał Sasori, nie mogąc wymyślić żadnego innego powodu, aby ktoś patrzył się na szafę przerażonym wzrokiem.
- Potwora? Nie. Po prostu nie mam w co się ubrać. - Wytłumaczył młody artysta.
Sasori rozmyślał chwlę.
- Oświecę cię. - Rzucił w końcu. - Ty już jesteś ubrany. -
- Nie rozumiesz, un. Nie mogę tak iść do klubu. - Oburzył się Deidara. - A dziś idziemy, pamiętasz? -
- Mhm. A co chcesz ubrać? - Zapytał Sasori.
- Mam spodnie i bluzkę. Ale przydałaby mi się jakaś kurtka. Masz coś co mogę pożyczyć? - Odpowiedział Deidara.
- Mnie nie jest zimno, więc raczej nie noszę kurtek, więc nie. - Sasori pokręcił głową.
- Niedobrze. To chyba będę musiał ubrać płaszcz. - Zdecydował Deidara, sięgając po czarny płaszcz w czerwone  chmurki.
Sasori westchnął.
- Pozwól, że ci wyjaśnię. Nie chcemy wywołać paniki w klubie. - Powiedział. - Idź, może Itachi coś ci pożyczy. -
- Itachi nie lubi życzać swoich rzeczy, ale spróbuję. - Deidara pokiwał głową i wyszedł z pokoju.

Jakąś godzinę później cała trójka siedziała w klubie, czekając na Sasuke.
- Ładna kurtka. - Powiedział Itachi do Deidary.
Sasori zaczął się poważnie zastanawiać, czy Itachi aby nie zaczął zabawy już wcześniej, i nie obalił samotnie jakiejś butelki wina, bo w każdym innym wypadku powinien kojarzyć, co robi ze swoimi ciuchami.
- No, bo twoja. - Zdecydował się wyjaśnić Sasori.
- CO? - Oburzył się Uchiha. - Zwinąłeś mi kurtkę bez pytania? -
- Właśnie, Deidara. Powinieneś najpierw zapytać, a potem zwinąć mu kurtkę. - Sasori zaśmiał się jadowicie.
- Cicho, to twoja wina Danna, jakbyś się nie wygadał, to by się nie kapnął. - Syknął Deidara.
- Sugerujesz, że jestem mało spostrzegawczy? - Oburzył się wyraźnie Uchiha.
- Sugerujesz, że jestem paplą? - Sasori też nie wyglądał na zadowolonego, i z oburzoną miną sięgnął po stojący obok kieliszek.
- Sasori, proszę, nie rzucaj mieniem publicznym. - Powtrzymał go Itachi.
- Że niby co? - Zdziwił się lalkarz.
- Tamto. Te rzeczy są własnością klubu, nie twoją, więc nie możesz niszczyć. - Wyjaśnił nawet niegłupio Uchiha.
- Myślałem, że mamy przejąć władzę nad światem. - Sasori przez chwilę rozważał słowa tamtego. - Czy to nie oznacza, że wszystko ma należeć do nas? -
- To nie takie proste. Władza nad światem to nie tylko zabawa, ale też sporo pracy. - Sprzeciwił się Itachi.
- Za młody jesteś na takie refleksje. - Ściął go Sasori.
- A ty za stary na zabawę w takich klubach. A teraz wybacz, mam niedokończoną sprawę do skończenia. - Odparował Itachi, wstając z krzesła i
podchodząc do Deidary.
- Zdejmuj tą kurtkę, natychmiast! - Rozkazał.
Deidara jednakże bronił się dość zawzięcie, co jeszcze bardziej zdenerwowało Uchihę. Itachi szarpnął Deidarę za rękaw swojej drogocennej kurtki, Deidara
odruchowo odsunął się do tyłu, a jakoże siedział na krześle, po razem z nim poleciał na plecy. Itachi, który wciąż trzymał kurtkę, również wylądował na podłodze.
- Ej, jak się chcecie rozbierać, to wynajmijcie pokój, nie tak przy ludziach. - Poradził Sasori.
Tamta dwójka jednak zignorowała go, zbyt zajęta wzajemnym przepychaniem się.
W tym samym momencie zadzwoniła komórka Itachiego, do tej pory leżąca spokojnie na stole.
- Odbierz. - Powiedział Sasoriemu Uchiha. - Ja tu jestem nieco przygnieciony robotą. -
Sasori westchnął i odebrał telefon.
- Halo? O, cześć szefie. - Powiedział. - Nie, tu Sasori. Czemu odbieram telefon Itachiego? No, bo dzwonił. Nie, nie robię z pana idioty. Czy Itachi tu jest? Nooo, jest. Nie, nie obija się. A co robi? - Sasori zastanowił się poważnie. - Noo... jest w trakcie walki o bardzo cenną rzecz... Tak. Dokładnie. A Deidara? Noo, też tu jest. ... Ale nie może podejść do telefonu. ... Czemu nie może? Noo, bo leży akurat na ziemi. ... Nie, no skąd pomysł, żeby był pijany... No ja wiem, że trzeźwi ludzie nie leżą na podłodze, ale to Deidara. ... - Tłumaczył Sasori. - Tak, cieszę się, że pan to rozumie. ... CO?! - Wykrzyknął narywaźiej oburzony lalkarz. - Jak pan śmie! My tu ciężko pracujemy, prawie za darmo, a pan mi takie rzeczy sugeruje?! Co pan sobie wyobraża! ... Żadne przeprosiny tu nie pomogą.  Do widzenia. -
- Co powiedział? - Zapytał Itachi, przerywając na chwilę tarzanie się po podłodze.
- No nie uwierzycie. - Sasori z obrażoną miną napił się coli. - Próbował mi wmówić, że siedzimy w jakimś klubie i się upijamy zamiast pracować. -
- Cóż za chamstwo. - Skomentowali wspólnie Deidara i Itachi.
- A, właśnie, może wstańcie z podłogi, bo jak twój brat przyjdzie, to się zdziwi. - Zaproponował Sasori.
Itachi uznał to za dobrą radę, poza tym walka i tak zakończyła się w sposób jasny i klarowny, Deidara miał na sobie kurtkę, a Itachi trzymał w ręce rękaw tejże.
- Te, Itachi, a jak właściwie wygląda twój brat? - Zapytał Deidara.
- W sumie to dość dawno go nie widziałem. - Odparł Uchiha. - Ale ostatnio był dość podobny do mnie. -
- Szokujące. - Skomentował Sasori. - Czyli szukamy czegoś takiego jak ty, tylko młodszego? -
- Mini Itachi! - Zdecydował Deidara. - Brzmi nawet fajnie. -
- Tia, jak oferta ze sklepu z pluszakami. - Podsumował Sasori.
Itachi w odpowiedź posłał mu brzydki gest polegający na wystawieniu środkowego palca prawej ręki.
- No, szkoda, że go nie spytałeś, w co się ubierze, byłoby go łatwiej rozpoznać. - Zauważył Deidara.
- A co to, randka w ciemno? - Obruszył się Itachi. - Myślę, że jeszcze potrafię rozpoznać własnego brata. -
- Etam, ludzie się zmieniają. - Ostrzegł go Sasori, uśmiechając się złośliwie. - Mógł na przykład... przefarbować włosy na blond. -
- Tak, i zrobić sobie różowe pasemka. - Dodał radośnie Deidara.
Itachi z przerażeniem stwierdził, że pewnie już nigdy nie pozbędzie się wizji blondwłosego Sasuke z różowymi pasemkami.
- Cicho. Nie zrobił tak. - Powiedział, mając nadzieję, że w tej drobnej kwestii to on będzie miał rację.
- A wiesz już co powiesz? - Dopytywał się Deidara.
- Hm? - Zdziwił się Itachi.
Deidara pokiwał głową.
- No wiesz, w końcu widzicie się pierwszy raz od lat. - Zaczął. - To dość ważne, co powiesz, od tego dużo zależy. Ał! - W tym momencie Sasori kopnął go boleśnie w kostkę. - Nie, no w sumie to nie tak dużo, tylko całość twoich przyszłych relacji z ostatnim żywym fragmentem twojej rodziny. -
- Brawo, Deidara. Ty to wiesz, jak rozluźnić napięcie. - Pogratulował mu Sasori.
- Phi. Przynajmniej się staram. A ty tylko siedzisz i nudzisz wszystko i wszystkich. - Odgryzł się blondyn. - Ał! I przestań mnie kopać pod stołem. -
- Tak, widzę, że wasz związek jest bardzo burzliwy. - Skomentował Itachi.
- Oj, bo cię kopnę pod stołem. - Zagroził Sasori.
- Nie wiem czy jesteśmy już na tym etapie, żeby robić takie rzeczy. - Uchiha wzruszył ramionami.
Sasori, najwyraźniej urażony odmową skupił się na podjadaniu orzeszków.
Przez chwilę panował względny spokój.
- Hm. - Rzucił w końcu Sasori.
- Co? - Zaciekawił się Itachi.
- Tak właśnie pomyślałem... - Zaczął Sasori.
- No coś ty? Naprawdę? - Nie mogł się powstrzymać Deidara.
Sasori zignorował go
- W każdym razie, myślełem, Itachi, skąd jesteś pewien, że twój brat nie powiedział, że się z tobą tu spotka, a tak naprawdę to pułapka i zaraz przyjdzie
tu cała drużyna ANBU? -
Deidara i Itachi spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
- Nie, no skąd ten pomysł. - Stwierdził w końcu Itachi.
- Ja bym tak właśnie zrobił. - Oznajmił radośnie Deidara.
- No ale ty jesteś psychiczny. - Przypomniał mu Itachi.
- A twój brat to niby nie? - Oburzył się blondyn.
- Nie tak bardzo. - Wyjaśnił Uchiha.
- Pożyjemy, zobaczymy. - Sasori wzruszył ramionami.
- Ty akurat możesz nie dożyć. - Zagroził mu Uchiha.
- Phi. - Lalkarz najwyraźniej go olał.

Alsen - 2008-08-29 02:03:37

aaaa, przeczytałem całe, pierwsza część taka sobie, wręcz nudna, ale następne są super :D

PS. Moge wstawić to opowiadanie jako Fan Fick na  stronęhttp://narutos.com.pl/news.php ? Oczywiście powiem, że to nie moje lecz Twoje, tylko że nie podam adresu tego forum. To jak?

Black Star - 2008-08-29 13:07:29

Pierwsza jest rzeczywiscie najgorsza, bo musialam nakreslic całą akcje i zrobic wstep. Potem jest ciekawiej.

Wstawiaj, wstawiaj, bedzie mi bardzo miło. :D Tylko ze tu na forum mam tylko 4 rozdzialy, a tego w sumie jest o wiele, wiele wiecej (z 20 :D).


W sumie, to dobrze, że mi przypomniałeś o tym temacie, może zbetuje i wrzucę następny odcinek. ^^;

Black Star - 2008-08-29 14:24:31

rozdział piąty

Pięć minut później.
- No, to kiedy przyjdzie? - Zapytał Deidara. - Bo bez obrazy, ale wy jesteście nudni. -
- Przepraszam, że istnieje. - Obraził się Sasori.
- Może to on? - Zapytał Deidara wskazując na jakąś postać z ciemnymi włosami wchodzącą właśnie do klubu.
Itachi spojrzał we wskazanym kierunku.
- Nie. - Odpowiedział.
- A może ten? - Deidara wskazał kolejną osobę.
- Nie. - Zaprzeczył Uchiha.
- Ten? - Zaproponował blondyn.
- To akurat nawet nie jest facet. - Uznał za stosowne zauważyć Sasori.
- A ten? - Dopytywał się dalej Deidara.
- Nie. - Itachi pokręcił głową.
- Ten? -
- Nie! -
- Ten? -
- NIE! ... O, cholera, zaraz, tak. - Zreflektował się Uchiha.
- O, rany, zgadłem! - Ucieszył się Deidara.
- Tak, za siedemdziesiątym razem. - Przypomniał mu Sasori.
- No wiesz co? Wredny jesteś. - Blondyn wzruszył ramionami. - Itachi, pomachaj bratu. -
Uchiha popatrzył na niego ze zdziwieniem.
- Nie będę machał. - Stwierdził stanowczo.
- A to czemu? - Zdumiał się Deidara.
- Mam swoją godność. - Wyjaśnił Itachi.
- Ty nie masz. - Wypomniał Sasori.
- To ja mu pomacham. - Zaoferował się Deidara.
- Siedź jeśli ci życie miłe. - Zmroził go Itachi.

Na szczęście machanie okazało się niekonieczne, Sasuke sam zauważył Itachiego, i po krótkiej chwili wahania, zdecydował się pójść na przód, a nie zwiewać z powrotem do Konohy.
- Du du dum. Oto twoja chwila prawdy, Itachi. - Rzucił Deidara grobowym tonem. - Ał! Danna! Przestań mnie kopać! Bo potem będę miał siniaki
i co zrobię jak mnie ktoś spyta, czemu jestem taki poobijany? -
- Prawdę powiesz. Że cię w domu biją. - Zauważył złośliwie Itachi, próbując jednocześnie przyjąć miły i zachęcający wyraz twarzy. - A poza tym... -
- Hm? - Zapytał Sasori.
- Raz w życiu, zachowujcie się jak ludzie cywilizowani. - Powiedział Uchiha.
- Deidara nie da rady. - Zachichotał Sasori.
Sasuke tymczasem dość powolnym krokiem pokonał jakże długi dystans dzielący drzwi od stolika przy którym siedział Itachi i zatrzymał się, najwyraźniej
nie mając żadnego dobrego "tekstu na wejście". Itachi uśmiechnął się lekko, a Deidara ze wszystkich sił próbował się nie roześmiać, wiedząc że: a) to nielegancko i b) Itachi mógłby go wypatroszyć albo coś równie przyjemnego.
- ... Emm... cześć. - Powiedział po krótkiej chwili namysłu Sasuke.
- ... Hej. - Odpowiedział równie inteligentnie Itachi.
- Tak, zasób słów to oni mają dość ubogi. - Skomentował półgłosem Deidara, odwracając się do Sasoriego.
- Ciiicho, bo popsujesz atmosferę. - Odpowiedział lalkarz.
- Ale Danna, nie da się popsuć tej atmosfery. - Wytłumaczył mu Deidara.
- Ale wy macie świadomość, że was słyszymy? - Przerwał zimno Itachi.
- Teraz już tak, hehe. - Zaśmiał się nerwowo Deidara.
Itachi westchnął ciężko. Może jednak przyprowadzanie Deidary i Sasoriego nie było najlepszym z pomysłów.
- W każdym razie, Sasuke, nie zwracaj na nich uwagi. - Powiedział. - To Sasori i Deidara, ale oni są dziwni. -
- A ty to niby nie. - Zauważył Sasuke.
- Haha, dobre. - Roześmiał się Deidara. - Mały jest niezły, może wymienisz się z nim miejscami, co, Itachi? -
Starszy Uchiha rzucił mu groźne spojrzenie.
Sasori nachylił się lekko do Deidary.
- Itachi chciałby ci chyba przekazać, że w domu zamierza spróbować cię zadźgać widelcem. - Wyjaśnił.
- Ale chyba mnie obronisz, co Danna? - Zapytał w odpowiedzi Deidara.
- Chciałbym, ale będę zajęty w tym terminie. - Odpowiedział z uśmiechem Sasori.
- Czym niby będziesz zajęty? - Zdziwił się blondyn.
- Zobaczmy... - Zastanowił się lalkarz ze skupioną miną. - Najpierw pójdę do Kakuzu, i postawię dużo kasy na wynik walki, bo to może być dobry sposób na wzbogacenie się, a potem napiszę Itachiemu list z podziękowaniami za uwolnienie mnie od problemów. -
Deidara patrzył na niego przez chwilę bez słowa.
- Wiesz co?! - Wybuchnął w końcu. - Teraz to już przesadziłeś. Mam cię dość, to koniec. -
To mówiąc odsunął krzesło, wstał od stolika i szybkim krokiem udał się w stronę wyjścia.
Sasoriego zatkało.
- Że co?! - Zawołał. - Wracaj tu natychmiast! -
To mówiąc również wstał i pobiegł za blondynem.
Sasuke patrzył na to wszystko zdumionym wzrokiem.
- Naprawdę, nie zwracaj uwagi, oni tak zawsze. - Zdecydował się wyjaśnić Itachi.
- Spoko, mam w drużynie Naruto i Sakurę, jestem przyzwyczajony do dziwactw. - Uspokoił go Sasuke.
- A co z nimi nie tak? - Zainteresował się Itachi.
- Naruto jest nadmiernie nadpobudliwy. W dodatku nosi pomarańczowy odblaskowy kostium i czasem zamienia się w kobietę. - Wyjaśnił młodszy wzdychając.
- A ładną chociaż? - Upewnił się starszy.
- Ujdzie, ale nie w tym rzecz. A Sakura... brrr, to nie jest miejsce na takie rozmowy. - Sasuke wzdrygnął się na same wspomnienie.

Parę minut później Sasori i Deidara wracali do stolika.
Sasori wydawał się jak zwykle nieporuszony niczym, Deidara natomiast kipiał z wściekłości.
- ... I wiesz jak one na mnie spojrzały? A to twoja wina, Danna! - Mruczał gniewnie Deidara.
- Nie, to NIE moja wina, że tak bardzo chciałeś mnie zgubić, że wbiegłeś do damskiej łazienki. - Sasori wzruszył ramionami. - Ja tylko chciałem przeprosić. -
- Mówienie: "wracaj do stolika, albo cię walnę patelnią" to NIE są przeprosiny. - Uświadomił go Deidara.
- Serio? Hm, nie wpadł bym na to. - Odpowiedział ironicznie lalkarz, patrząc jednocześnie na Itachiego i Sasuke, który akurat znajdowali się na etapie próbowania nawiązywania rozmowy.
- Dawno cię nie widziałem. - Rzucił w końcu Itachi, nie znajdując niczego mądrzejszego do powiedzenia.
- Ja ciebie też, ostatnio to... - W tym momencie Sasuke urwał i skrzywił się, przypominając sobie w jakich to okolicznościach ostatni raz widział Itachiego.
Coż, może wspominanie przeszłości to nie był najlepszy pomysł na rozpoczęcie rozmowy.
Zapadła dłuższa i niezbyt przyjemna cisza.
- Ojć, krępująca chwila ciszy. To może ja dowcip opowiem? - Zaoferował Deidara.
Na szczęście, zanim Deidara mogł zacząć z dowcipami do stolika podeszła kelnerka podając całej czwórce karty menu.
- Proszę, wrócę za parę minut, żeby przyjąć zamówienie. - Powiedziała, po czym odeszła od stolika.
- Rozumiem, że ty stawiasz, tak? - Sasuke uśmiechnął się do Itachiego złośliwie, wpatrując się w menu wzrokiem co najmniej podejrzanym.
- Taa, ale nie przeginaj zbytnio, ostatnio mamy dość okrojony budżet. - Odpowiedział ostrożnie Itachi.
- Hę? - Zdziwił się szczerze młodszy Uchiha. - Myślałem, że jako organizacja chcąca władzy nad światem macie za co żyć. -
- Teoretycznie tak, ale nasz szef zrobił się ostatnio strasznie skąpy. - Wyjaśnił Sasori.
- A nie myśleliście o znalezieniu jakiejś lepiej płatnej pracy? - Zapytał Sasuke.
- Myślimy czasem, ale trudno jest znaleźć pracę ciekawą i dobrze płatną, która zatrudniła by kogoś z naszymi hm... kwalifikacjami. - Tłumaczył
Itachi.
- Ja miałem wystąpić w reklamie szamponu do włosów. - Pochwalił się Deidara.
- Serio? - Zdumiał się Sasori.
- Serio. - Deidara pokiwał głową. - Ale jak się dowiedzieli kim jestem, to zerwali ze mną kontrakt. -
- To co po im mówiłeś? - Zapytał całkiem logicznie Sasuke.
- No bo pytali o miejsce zatrudnienia, un. - Wyjaśnił Deidara z rozbrajającą szczerością. - Co miałem mówić? -
- Załamujesz mnie niekiedy. - Podsumował Sasori.
- Tylko niekiedy? - Zdumiał się Itachi.

Sven - 2008-09-21 19:26:29

Oł jeee xD Kochane Akatsuki xD BS, pisz to dalej...xD Łaa...jak ja kocham tych..."ludzi"?o.OxD

Black Star - 2008-09-23 09:30:07

Sven! Wow, jak ja Cię długo nie widziałam! :) Fajnie, że wróciłeś. ^_^

Specjalnie dla Ciebie:

rozdział szósty

- Dobra. - Deidara czytał menu z uwagą. - To kto mi powie, co takiego jest w Campari Orange? -
Sasori spojrzał na niego tępo.
- Podejrzewam, że pomarańcza lub sok pomarańczowy. - Zasugerował inteligentnie.
- I woda gazowana, i lód, i likier Campari. - Dodał najwyraźniej obyty w tych kwestiach Sasuke.
- A ty skąd niby wiesz? - Zgorszył się wyraźnie Itachi.
- Jaa? - Zająknął się Sasuke. - Eee... czytałem o tym! -
Itachi spojrzał na niego podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
- To ja się tego napiję. - Oznajmił radośnie Deidara.
- Tylko nie przesadź. - Ostrzegł go Sasori. - Tym razem nie zaniosę cię do domu, tylko zostawię pod stołem. -
Deidara wzruszył ramionami.

(trzy godziny, czternaście szklanek różnego rodzaju napojów później)
- A właściwie, która jest godzina? - Zapytał nagle Sasuke.
- Trzecia minęła. - Odparł Itachi.
- TRZECIA RANO?! - Krzyknął Sasuke.
- Ano. - Pokiwał głową Itachi.
- Fak, już od dawna powinienem być w domu. Jutro muszę wstać przed ósmą. - Stwierdził z niezadowoleniem młodszy.
- Etam, bawić się nie umiesz. - Ściął go Deidara.
- Ale ma rację. - Przerwał Sasori. - My też powinniśmy wracać, zanim reszta wstanie. Po co mamy odpowiadać na ich kłopotliwe pytania? -
- Dobra, to zbierajmy się. - Itachi wstał powoli. - Sasuke, odprowadzić cię do domu? -
- Hę? - Zdziwił się Sasuke.
- Jest późno w nocy. - Wyjaśnił starszy Uchiha.
- Jest wcześnie rano. - Poprawił Sasori.
- Nieważne. - Itachi rzucił mu groźne spojrzenie. - W każdym razie, nie powinieneś się włóczyć samotnie o tej porze. -
- W sumie to prawda, mogą mnie napaść i okraść. - Zastanowił się Sasuke.
- Albo zgwał... - Podsunął Deidara, ale zamilkł w połowie widząc minę Sasoriego.
Lalkarz westchnął cicho.
- O ile zgadzam się z sugestią, że dzieci same nie powinny chodzić nocami... - Zaczął.
- Widzisz tu jakieś dziecko? - Obruszył się Sasuke.
- No, eee, na przykład ... Deidara? - Wybrnął zręcznie Sasori. - W każdym razie, Itachi, nie uważam, żeby rozsądnym było udanie się do twojej rodzinnej
wioski, gdzie, jak wiesz, jesteś poszukiwanym przestępcą. -
- Rzeczywiście, zapomniałem o tym drobnym fakcie. - Itachi pokiwał głową. - To komplikuje sprawę. -
- Po prostu odprowadźcie mnie tylko do głównej drogi. - Zaproponował Sasuke. - Dalej jest bezpiecznie. -
- Nigdy nie wiadomo. - Mruknął złowrogo Deidara. - Ale ok. -

Połgodziny później cała czwórka stała na rozstaju dróg, żegnając się.
- Do zobaczenia. - Powiedział Sasuke odkrywczo.
- Tak, do zobaczenia. - Zgodził się Itachi. - Cieszę się, że przyszedłeś. -
- Ja właściwie też. - Odparł Sasuke. - Myślałem, że będzie gorzej. -
- Ja też. - Itachi uśmiechnął się z ulgą. - Bałem się, że przyjdziesz, zaczniesz mnie atakować i będę musiał cię zabić. -
Sasuke odrobinkę zatkało.
- Widzisz, Itachi, i to są właśnie te rzeczy, o których nie powinieneś mówić rozmawiając z ludźmi. - Wyjaśnił Sasori. - Ale nie bierz tego do siebie,
mały, Itachi ma czasem tendencje do grożenia ludziom. -
- Jakbyś ty nie miał. - Wypomniał mu Deidara.
Sasori wzruszył ramionami.
- Tak, racja, wybacz. - Opanował się tymczasem Itachi. - Wymsknęło mi się. Serio, to fajnie było cię znów zobaczyć. -
- Ciebie też, bardzo. - Sasuke uśmiechnął się.
- Oh, jakie romantyczne zakończenie. - Popsuł nastrój Deidara. - Może zbiorowy uścisk? -
- Tylko mnie dotknij, a urwę ci łapkę. - Zagroził Itachi.
- Ej! Nie mów tak do niego, nie jego wina że się upił. - Obrurzył się Sasori.
- Po pierwsze: właśnie, że jego. Po drugie: on jest taki na trzeźwo też, jeśli nie zauważyłeś. Po trzecie: sam tak do niego mówisz. - Wyjaśnił z właściwą
sobie dokładnością i logiką Itachi.
- Ale MNIE wolno. - Odpowiedział bezczelnie lalkarz.
- A co, masz specjalny pakiet usług? - Zapytał ironicznie Itachi.
- Specjalny pakiet usług to ty możesz sobie zamówić w domu publicznym. - Odparował Sasori. - Albo w sieci telefoni komórkowej. -
- Przydał by mi się telefon komórkowy. - Skojarzył sobie Sasuke. - Itachi, mógłbyś kupić mi komórkę? -
- Dlaczego miałbym robić COŚ TAKIEGO? - Zdumiał się Itachi.
- No jak to? Myślałem, że zaczynamy od nowa! - Oburzył się Sasuke. - A ty mi telefonu skąpisz?! Taki z ciebie brat? Taki? -
- Ładnie. - Ocenił Deidara. - Wygrywa w kategori: emocjonalny wyrzut. -
- Ale nie podziała. - Itachi wzruszył ramionami.
- Hn. - Skomentował to Sasuke. - A może jako prezent na święta? -
- Które święta? - Uznał za stosowne zapytać Sasori.
- No, święta, powiedzmy, Bożego Narodzenia. - Zdecydował Sasuke. - Zgoda? -
- Niech ci będzie. - Itachi ponownie wzruszył ramionami. - Zawszę mogę nie dożyć tego dnia. -
- Dobra, szybciej się żegnajcie, bo zimno. - Ponaglił ich Deidara.
- O, właśnie. - Przerwał Sasuke, wskazując na Deidarę palcem. - Ja mam do ciebie pytanie. -
- Ale ja nic nie zrobilem. - Oburzył się od razu blondyn.
- Właściwie to chciałem spytać, czemu twoja kurtka ma tylko jeden rękaw? - Wyjaśnił młodszy Uchiha.
- Bo to moja kurtka! - Zdenerwował się ponownie Itachi, przypominając sobie poprzednią akcję z ciuchami.
- A...ha... a to nosisz kurtki z jednym rękawem? - Zdumiał się Sasuke.
- Nie, no oczywiście, że nie. - Zaprzeczył Itachi. - Ale to skomplikowana sprawa, wyjaśnię ci kiedyś, teraz leć do domu, późno jest. -
- No to papa. - Sasuke uśmiechnął się, pomachał na pożegnanie i szybkim krokiem udał się przed siebie.
- Jak myślicie, napadną go w tym lesie, okradną i zgwałcą, czy raczej nie? - Zachichotał Deidara.
- Trzepnę cię. - Ostrzegł Itachi.

Zanim Sasori, Deidara i Itachi dotarli do kwatery głównej zrobiła się szósta rano.
Oczywiście, nie udało im się wejść niezauważonym, Hidan i Kisame siedzieli na kanapie i oglądali telenowelę w telewizji.
- Czeeeść! - Przywitał całą trójkę radośnie Kisame.
- Siema. - Odparł Sasori. - A co wy robicie tak wcześnie rano? Nie powinniście ... no nie wiem, spać? -
- Chcielibyśmy, kurcze. - Odpowiedział Hidan. - Ale szef miał dziś rano zebranie. -
- A co ma jedno do drugiego? - Zdziwił się Itachi. - Jesteście złączeni? -
- Tia, świętym węzłem małżeńskim. - Zachichotał Deidara.
- Nie zwracaj na niego uwagi, pijany jest. - Wyjaśnił Sasori.
- Chodzi o to, że szef obudził się o piątej, i zobaczył że nie ma kawy. - Tłumaczył Kisame. - No to mnie wysłał do sklepu. -
- A w tym czasie zobaczył, kurcze, że chleba też nie ma, no to ja też musiałem lecieć. - Dodał Hidan. - No i tyle. Ale, kurcze,
nieważne. Lepiej opowiedzcie jak tam randka. -
- To myśmy byli na randce?! - Przeraził się Deidara.
- Jeśli to była randka, to wyjątkowo lipna. Za moich czasów na randkach robiło się inne rzeczy. - Skomentował Sasori.
- Jakie, jakie? - Dopytał się Deidara.
- Za młody jesteś, żebym ci opowiadał. - Odparł złośliwie Sasori.
- Ale opowiedz, un! - Blondyn nie zamierzał się odczepić.
- Etam, Sasori, co się będziesz męczył opowiadaniami, lepiej mu POKAŻ. - Podsunął sarkastycznie Itachi.
Sasori spróbował trafić w niego wazonem, ale Itachi jako człowiek o wrobionym refleksie i sharinganie uchylił się zwinnie.
- Nieważne. Nie wiem co robicie, ale szef sam mówił, że widział was we trójkę razem w przedpokoju jakieś pare dni temu, o piątej rano. - Wytłumaczył
Kisame.
Itachi milczał przez chwilę.
- Pomyśl przez chwilę jak inteligentny człowiek. - Powiedział. - Kto, kto przy zdrowych zmysłach chciałby wybrać się na randkę o piątej rano,
w naszym przedpokoju, z Sasorim i Deidarą? -
- No i kurcze racja. W sumie to pewnie nikt. - Zgodził się Hidan.
- Co, masz coś do mnie? - Oburzył się Sasori.
- Do ciebie nic, ale mam szczere zastrzeżenia do koloru ścian w przedpokoju. Są takie... - Wyjaśnił Hidan.
- Nazwijmy rzeczy po imieniu, ściany są różowe. - Wtrącił Deidara.
- Ej, to był szary-fiolet jak kupowaliśmy farbę. - Zastrzegł się Kisame.
- Daltonista. - Skomentował Itachi.

Sven - 2008-09-23 19:46:53

:D Arigato, Black Star :D Za dedykacje i powitanie ^^ Odcinek kolejny równierz zabawny xD A Deidara normalnie boski xD Też chętnie bym spróbował tego Campari Orange xD

Black Star - 2008-09-25 11:10:59

Nie ma za co. :) Zawsze do usług. :D

Wieczorem jak odeśpię, to wrzucę coś nowego.

Black Star - 2008-09-27 21:58:38

rozdział siódmy

Tymczasem do pokoju wsunął się Kakuzu.
- O, Itachi. - Rzucił zawuażając Uchihę. - Miło cię widzieć. -
- Hm, a ciebie nie? - Odpowiedział Itachi zdziwiony tym nagłym miłym powitaniem.
Kakuzu rzucił mu zdziwione spojrzenie.
- Telefon był do ciebie. Twój brat dzwonił. - Wyjaśnił.
- A to dziwne. - Zdziwił się Uchiha.
- No, ja też uważam, żeby ktoś kogo nie widziałeś od lat i kto zamierza cię zabić dzwonił. Ale... - Zgodził się z nim Kakuzu.
- Ale ja nie o tym. - Sprzeciwił się Itachi. - Po prostu dziwne żeby dzwonił, bo ja nie dawałem mu telefonu. -
- Oj, człowieku, gdzie ty żyjesz. - Wtrącił się Hidan. - Nie pamiętasz, że szef wstawił nasz numer do książki telefonicznej
jakiś tydzień temu? -
- Serio? - Zdumiał się Itachi.
- Serio. - Przytaknął Sasori. - Jesteśmy na stronie 257 pod hasłem "Psychopatyczne Organizacje Domagające się Władzy nad Światem". -
- Tak, z dopiskiem "W sprawach ważnych dzwonić po 22." - Dodał Kakuzu.
Deidara zachichotał.
- To brzmi jak ogłoszenie klubu nocnego. - Powiedział.
- Rany. Czy tobie wszystko się z seksem, jak jesteś pijany? - Zapytał Itachi.
Blondyn rozważał to pytanie przez chwilę.
- Nie wszystko. - Zdecydował w końcu. - Ty mi się nie kojarzysz. -
- Dzięki bogu. - Odetchnął z ulgą Uchiha.
- W każdym razie, Itachi, twój brat dzwonił, wiesz co należy zrobić? - Powrócił do poprzedniego wątku Kakuzu.
- Hm, no nie wiem, oddzwonić do niego? - Zasugerował inteligentnie Itachi.
- Nie! Wisisz nam kase za twoje telefony, wiesz ile to kosztuje? - Zdenerwował się Kakuzu.
- Ale ja jeszcze nawet nie dzwoniłem. - Wyjaśniał Itachi.
- Nie kłóć się z nim, to nie ma sensu. - Sasori wzruszył ramionami. - Idź odsłuchaj nagranie na sekretarce, a potem zadzwoń do brata. -
- Ty nawet inteligentnie gadasz, jak jesteś pijany. - Itachi rzucił wyszukanym komplementem, udając się w stronę pokoju, w którym znajdował się telefon.
Deidara i Sasori podążyli za nim.
- A wy co? - Zdziwił się Uchiha. - Będziecie podsłuchiwać moją prywatną rozmowę z bratem? -
- Nie, będziemy słuchać. - Wyjaśnił Sasori.
- Właśnie, poza tym czujemy się związani z tą sprawą. - Deidara pokiwał radośnie głową.
- Jakby ci to powiedzieć, Deidara... ja nie chcę cię w rodzinie. - Wyjaśnił złośliwie Itachi.
- Phi. - Deidara wzruszył ramionami.
Chciał jeszcze coś dodać, ale w tym momencie do pokoju wszedł lider z naprawdę niezadowoloną miną.
- Sasori. Itachi. Deidara. - Wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Gdzie podziewaliście się całą noc? Nie było was w pokojach. -
Sasori chciał rzucić jakąś ironiczną uwagę, ale Itachi postanowił najpierw o coś zapytać.
- A skąd wiesz, że nie spaliśmy? I tylko błagam, nie mów, że przychodzisz w nocy patrzeć jak śpimy, bo inaczej już nigdy
w życiu nie zasnę. - Powiedział z prawdziwym niepokojem w głosie.
- Nie. - Oburzył się lider. - Po prostu, gdzieś tak około pierwszej piętnaście, uznałem, że dobrze by was było posłać na misję. -
- Raju, szczęście, że nas nie było. - Zauważył Deidara.
- Nie przerywać mi jak mówię. - Przerwał lider. - Nie było was tu w nocy. Nie wypierać się! -
- Ależ my się nie wypieramy. - Wtrącił Sasori.
- Cicho! Gdzieście byli? No!? I nie chcę słyszeć żadnych kłamstw, tylko całą prawdę. JUŻ. - Lider był naprawdę wściekły.
Itachi myślał przez chwilę nad jakimś zręcznym kłamstewkiem, jakie wyciągnęło by ich z kłopotów bez zdradzania prawdy, ale nic nie przychodziło mu go głowy.
Cóż, w takim razie będzie musiał się zdać na szalone poczucie humoru Deidary i złośliwie komentarze Sasoriego. Tak, to powinno wystarczyć.
Deidara uśmiechnął się szeroko.
- Myśmy byli na randce, szefie. - Wyjaśnił lekko, wieszając się jednocześnie na ramieniu Itachiego i Sasoriego, którzy za wszelką cenę próbowali
mimo to utrzymać równowagę, co nie było znów takie najłatwiejsze, bo sami też nie byli do końca trzeźwi.
Lider otworzył oczy ze zdziwienia tak szeroko, że Itachi miał nawet obawę, że mu wypadną.
- Ale WY nie możecie chodzić na randki! - Rzekł w końcu.
- Możemy, przecież to wolny kraj, a już jestem prawie pełnoletni. - Obruszył się Deidara.
- Ale... ale... ale... - Lider najwyraźniej nie umiał znaleźć odpowiednich słów.
- Co, zazdrosny? - Zapytał ironicznie Sasori. - Wiesz, zawsze możesz się przyłączyć. -
- Na wszystkich bogów i diabłów, nie! - Lider aż podskoczył. - Róbcie sobie co chcecie i kiedy chcecie, ale nigdy, nigdy mi nie opowiadajcie co robicie. -
To mówiąc wybiegł z pokoju.
- Phi. Strasznie on zestresowany, nie? - Skomentował Deidara ze śmiechem.
- Num, ale zabawa była doskonała. Nie zrobiliśmy tak dobrego numeru, od czasów, kiedy wmówiliśmy Kisame, że jego mama była kosmitką i że jak skończy trzydziestkę
to zabiorą go na inną planetę. - Dodał Sasori.
- Wy jesteście chorzy. - Skomentował Itachi.
- Etam, uratowaliśmy cię też. - Wypomniał mu Deidara.
- Ale popsuliście mi reputacje. - Przypomniał Uchiha.
- Żaden problem, możesz z nami zerwać w przyszłym tygodniu. - Sasori wzruszył ramionami.
- Tak, a my powiemy, że mamy z tego powodu depresję i że chcemy czterodniowego urlopu z powodów osobistych. - Zaśmiał się Deidara.

Itachi tymczasem podszedł do telefonu i zajął się odsłuchiwaniem automatycznej sekretarki:
"Cześć Itachi. Dzwonię bo... właściwie nie wiem czemu. Chyba zapomniałem podziękować ci za całkiem miły wieczór. Ale nie wyobrażaj sobie znów
zbyt wiele. Może po prostu nie jesteś aż takim psycholem... MOŻE. W każdym razie, chętnie się jakoś odwdzięczę.
Może przyjechałbyś do Konohy? Za tydzień spora grupa shinobi wybiera się na jakieś występy do wioski ukrytej... a w sumie to nawet nie pamiętam gdzie, ale
tutaj będzie raczej pusto, więc. powinno być w miarę bezpiecznie, jeśli oczywiście, nikogo nie będziesz próbował zabić. No, przemyśl to i oddzwoń.
A, i pozdrów swoich dziwnych kolegów. Papa."
Deidara zatarł ręce.
- No to jedziemy na wycieczkę! - Ucieszył się.
- Taaa... - Zaczął Itachi, zanim dotarł do niego sens wypowiedzi blondyna. - Zaraz, że niby MY jedziemy? -
- No. - Deidara pokiwał głową. - Chyba nie myślisz, że puścimy cię samego. Ktoś rozsądny musi z tobą jechać, nie? -
- Akurat ty nie zaliczasz się do rozsądnych ludzi. - Wtrącił Sasori. - Ale w pozostałej kwestii, pierwszy i oby ostatni raz
się z tobą zgadzam Deidara. My też jedziemy. Parę dni wakacji jest lepsze niż siedzenie tu z tymi dziwakami. -
- Kogo nazywasz dziwakiem, kurcze?! - Krzyknął z drugiego pokoju Hidan.
Sasori przewrócił oczami.
- Tylko tych, którzy posłuchują cudze rozmowy. - Wyjaśnił.
- Zaraz. Nic mnie nie obchodzi, że chcecie wakacji. - Przerwał z niezadowoleniem Itachi. - Jakbyście nie zauważyli, to Sasuke zaprosił mnie. A nie was. -
- Ale nas pozdrowił, a ciebie nie. - Deidara pokazał mu język.
- Oj, nie pokazuj języka, bo ci go urwę. - Ostrzegł Itachi.
- Wielka mi rzecz, mam jeszcze trzy. - Blondyn wzruszył ramionami.
- Poza tym, co za problem. - Wtrącił Sasori. - Zadzwonisz do brata, spytasz, czy my też możemy wpaść. On powie tak, no i luz. -
- A jak powie nie? - Uczepił się Itachi.
- To go zabijemy za brak gościnności. - Zdecydował Sasori po krótkiej chwili namysłu.
Itachi westchnął.
- Ale wiecie, jakie to niebezpieczne? A jak nas ktoś zobaczy? - Zapytał.
- Luz, akurat to ty najbardziej się będziesz musiał ukrywać. Ja i Sasori nie rzucamy się w oczy. - Wytłumaczył Deidara.
- Przemyślę to. - Zdecydował uchiha.
- Etam, co będziesz myślał, idź na żywioł, człowieku. - Poradził mu Deidara. - Kieruj się uczuciami. -
- Jakbym się kierował uczuciami to bym cię dawno wypatroszył. - Przypomniał Itachi.
- No, nie wiedziałem, że masz takie ciągoty, Itachi. - Pochwalił go Sasori. - Zaskakujesz mnie każdego dnia. -
Itachi rozsądnie postanowił go olać.
- Nie mogę zadzwonić do Sasuke. - Powiedział po chwili namysłu.
- Dlaczego nie, un? - Zdziwił się Deidara. - Wiem, że macie, hm, problemy, ale mimo to, powinieneś zadzwonić. -
Uchiha spojrzał na niego tępo.
- Nie o to chodzi. - Pokręcił głową. - Po prostu nie mam numeru. I przestańcie mi wszyscy wmawiać, że mam kłopoty w rodzinie. -
- Ale masz. - Wypomniał mu Sasori. - I, człowieku, czy ty dziś pierwszy raz w życiu słyszałeś o wynalazku zwanym KSIĄŻKA TELEFONICZNA? -
- Zamknij się i daj mi tą książkę. - Warknął w odpowiedzi Itachi.
Sasori zgodnie z życzeniem rzucił w niego książką.
- Hn... - Przewracał kartki Itachi. - Wykaz firm... to chyba nie to. Nocne kluby... hm, mam szczerą nadzieję, że to też nie to... Kawiarnie i pizzerie... -
- O! - Przerwał Deidara. - Zamówmy pizzę. Co, Danna? -
- Możemy zamówić. - Zgodził się łaskawie Sasori. - O ile za nią zapłacisz. -
Deidara skrzywił się.
- Myślałem, że możemy się zrzucić. - Wyjaśnił.
- Zrzucić, to ja cię mogę ze schodów. - Zaproponował Sasori.
- My nie mamy schodów. - Przypomniał lakonicznie Itachi odrywając się na moment od lektury książki telefonicznej.
Sasori stwierdził, że Itachi ma jakby nie patrzeć rację.
- To wybuduje schody, a potem go z nich zrzucę. - Zdecydował.
- Wybudowałbyś też basen? - Zainteresował się Uchiha.
- Jeśli pozwolisz się w nim utopić. - Sasori wzruszył ramionami.
- Psychiczny jesteś. - Stwierdził odważnie Deidara.
- Dobrze. - Przerwał Itachi. - Wszyscy tutaj, i tam, i nawet na biegunie północnym wiedzą, że Sasori jest psychiczny. A teraz wynocha z mojego pokoju, chcę
zadzwonić do brata. -
- Ale my jesteśmy w naszym wspólnym salonie. - Zauważył logicznie Sasori.
Itachi westchnął.
- W takim razie wynocha z naszego wspólnego salonu. - Rzucił.
- Wyrzucasz nas z naszego wspólnego salonu?! - Oburzył się Deidara.
- Nie, delikatnie wypraszam was z naszego wspólnego salonu. - Poprawił Itachi.
- Wredota. - Ocenił Deidara.
Uchiha powstrzymał szczerą chęć, żeby palnąć Deidarę książką telefoniczną.
- Idźcie do szefa, i załatwcie nam ten urop za tydzień, jeśli chcecie ze mną jechać do Konohy. - Rozkazał.
Zadziwiające, Deidara i Sasori postanowili go posłuchać.
Itachi tymczasem sięgnął po słuchawkę i wykręcił numer, szukając jednocześnie czegoś zjadliwego w lodówce, co wcale nie było
takie proste, bo w kwaterze Akatsuki nikt nie przejmował się specjalnie robieniem zakupów.
Sasuke odebrał już po pierwszym sygnale.
- Ostatni raz ci tłumaczę, kobieto, że mam ciekawsze sprawy niż chodzenie z tobą na obiad, więc daj mi w końcu spokój! - Krzyknął do słuchawki.
- Ale ja nie jestem kobietą. - Itachi postanowił wyjaśnić najpierw tą kwestię.
- O. - Zaszokował się Sasuke. - Sorry. Nie wiedziałem, że to ty, bałem się, że to znów ona. -
- A co, dziewczyna cię prześladuje? - Zażartował Itachi.
- Żebyś wiedział. - Westchnął Sasuke. - Dostałeś moją wiadomość? -
- No, dlatego dzwonię. - Itachi wzruszył ramionami.
- No wiesz co?! A myślałem, że dlatego, że mnie lubisz. - Oburzył się najwyraźniej Sasuke. Te jego nagłe zmiany nastroju zdecydownie wskazywały na daleko posunięte zachwianie psychiczne. Albo po prostu wiek dojrzewania.
- Znów mnie mylisz ze swoją dziewczyną? - Zasugerował Itachi.
- Ona. Nie jest. Moją. Dziewczyną. - Wysyczał gniewnie Sasuke.
- Jak zwał tak zwał. Ale nie po to dzwonie, żeby gadać o dziewczynach. - Zmienił temat Itachi.
- Wolisz gadać o facetach? - Zdumiał się Sasuke. - Można i tak. -
Itachiego zatkało. Nie powinien pozwolić pić Sasuke tyle Campari.
- Szczerze mówiąc, to chciałem porozmawiać o moim przyjeździe do ciebie. - Wyjaśnił starszy Uchiha.
- No, przyjedziesz? - Młodszy najwyraźniej nie widział problemu.
- Tak, ale jest pewien problem. - Itachi podrapał się po głowie, zastanawiając się jednocześnie, czy lody, które właśnie zauważył w zamrażalniku są jeszcze
jadalne, czy może już raczej nie. - Mogę zabrać Deidarę? I Sasoriego? -
- Jasne. - Sasuke albo był nie do końca trzeźwy, albo postanowił przyjmować wszystko na luzie. - Zrobimy sobie imprezę. -
- Imprezę? - Zdzwiwił się Itachi.
- No, w ogóle, to się zdziwisz, trochę zmieniłem rzeczy w domu. Ekm... - Sasuke zaśmiał się nerwowo.
Itachi miał wrażenie, że to co usłyszy, nie bardzo mu się spodoba. Ale był człowiekiem odważnym, więc postanowił spytać mimo to.
- Co zrobiłeś? - Rzucił.
- Jak odeszłeś... - Zaczął Sasuke.
- Mówi się: odszedłeś. - Poprawił machinalnie Itachi, podejmując jednocześnie męską decyzje, że powinien spróbować owe podejrzanie wyglądające lody.
- Nieważne. - Skomentował młodszy. - W każdym razie, jak się wyniosłeś, to byłem... trochę niezadowolony, i wyrzuciłem twoje wszystkie rzeczy. -
- ŻE CO?! - Zdenerwował się Itachi. - Moje rzeczy? -
- No. - Potwierdził Sasuke. - Zrzuciłem je z mostu, em... wybacz? -
- Wszystkie moje rzeczy? Nawet mój komputer? - Przeżywał najwyraźniej Itachi.
- Nie, no taki głupi to nie jestem. - Obruszył się Sasuke. - Komputer wziąłem sobie. W każdym razie, przyjeżdzacie w sobotę, tak? Bo muszę
trochę posprzątać. -
- Tak, w sobotę. - Itachi pokiwał głową. - I odnieś mój komputer do mojego pokoju. -
- Ale tam już nie ma twojego pokoju... - Wyjaśnił niepewnie Sasuke.
- Jak to: nie ma? - Zapytał surowo Itachi.
- Nooo, przecież ci tłumaczę, że dokonałem paru zmian. W twoim pokoju zrobiłem sobie gabinet. - Wytłumaczył Sasuke niecierpliwie.
- Po jakie licho ci gabinet? - Zdumiał się szczerze Itachi.
- Nie wiem... - Sasuke zastanowił się poważnie. - Dla szpanu? -
- W takim razie, gdzie ja będę spał? - Itachi zdecydował się nie komentować pomysłów Sasuke, a raczej skupić się na ważniejszych kwestiach.
- Nie wiem, w salonie? - Zasugerował Sasuke, który wcześniej w ogóle nie zastanawiał się nad tym aspektem.
- A oni? - Zapytał podejrzlwie Itachi.
- Nie wiem... w kuchni? - Sasuke nie należał do najlepszych gospodarzy. - A musicie spać? -
Itachi westchnął.
- A co z pokojem rodziców? - Zapytał.
- Basen. - Odpowiedział ponuro Sasuke.
- Zrobiłeś sobie basen w pokoju rodziców?! - Itachi zakrztusił się lodami, które okazały się nawet całkiem jadalne.
- No. - Przytaknął zadowolony z siebie Sasuke. - Ale nie martw się, coś wymyślę. Ewentulanie rozbijemy namiot w ogródku. -
- To my mamy ogródek? - Itachi przeżył kolejny szok. Rany, gdyby nie był takim dobrym ninja to by już dawno dostał ataku serca.
Sasuke milczał chwilę.
- A pamiętasz, jak tata miał warsztat i ciągle tam siedział i układał coraz-to-doskonalsze techniki dla policji? - Zaczął.
- Taaak. - Przytaknął ostrożnie Itachi. Rzeczywiście pamiętał warsztat, choć on osobiście uważał, że odbywały się tam zupełnie inne wydarzenia.
- No, to już go nie ma, i tam jest ogródek. - Wyjaśnił krótko Sasuke.
- Uh, czy cokolwiek z naszego starego domu zostało tak jak kiedyś? - Zapytał starszy Uchiha.
- Hm... nie. - Odpowiedział młodszy.
- To nieładnie z twojej strony. - Itachi postanowił zachować się jak porządny starszy brat i zjechać nieco młodego. - Że wszystko pozmieniałeś bez pytania. -
- Tak, ekhm. - Sasuke potwierdził niechętnie. - Ale, może... ty zabiłeś mamę i tatę, ja zmieniłem wystrój... remis? -
- Niech tak będzie. - Itachi pokiwał głową. - W każdym razie, widzimy się w sobotę. Powiedzmy tak koło czternastej. Spotkajmy się tam gdzie ostatnio cię odprowadziłem, dobrze? -
- Dobrze, do zobaczenia. - Zgodził się Sasuke. - Papa. -
- Pa. - Itachi odłożył słuchawkę i skupił całą swoją uwagę na podjadaniu lodów.

Black Star - 2008-10-06 23:39:27

rozdział ósmy <- jeden z lepszych (i dłuższych) :D

Była środa. Nie było to nic zaskakującego, biorąc pod uwagę fakt, że dzień wcześniej był wtorek, a po wtorku, w większości wypadków, następuje środa.
Ta środa różniła się jednak od innych pewnym ważnym aspektem. A mianowicie, była to najnudniejsza środa, jaką Itachi w ogóle przeżył. A w dodatku,
w kuchni oczywiście znów nie było prawie niczego jadalnego. Itachi musiał aktywować sharingana, żeby w głębi szafki znaleźć paczkę frytek, które
teraz smażył, spoglądając co chwilę na patelnię, a żeby to nikt nie świstnął mu obiadu (takie rzeczy już się tu zdarzały, więc Itachi wolał
zachować ostrożność). Parę minut później do kuchni wszedł Deidara, który oprócz tego, że się nudził, był jeszcze wyjątkowo niezadowolony z życia
(szef zakazał mu wysadzania pomieszczeń, sprzętu i ludzi w kwaterze, pod groźbą nagłej i bolesnej śmierci).
- O, Itachi. Siemanko. Robisz jedzonko? - Przywitał się po swojemu blondyn.
- Robię SOBIE jedzonko. - Uznał za stosowne zaznaczyć Itachi.
- Ale chyba się podzielisz, z biednym, głodnym kolegą? - Deidara spojrzał na niego prosząco.
- Chyba nie. - Zdecydował Uchiha.
Deidara uznał to najprawdopodobnie za zaproszenie do wspólnego obiadu, bo wyciągnął sobie talerz i usiadł przy stole.
- Wybij to sobie ze łba, nie dostaniesz mojego obiadu. W ogóle, dlaczego ostatnio ciągle się za mną szlajacie i czepiacie się moich rzeczy? - Itachi
postawił sprawę jasno.
- Po pierwsze: ja jestem w jednej osobie. - Zaznaczył Deidara. - A po drugie: jakich rzeczy? -
- Wszelkich. Wcześniej mojego brata, a teraz mojego obiadu. - Wymienił z wyrzutem Itachi.
- Fajną masz hierarchię wartości, jak brat ci się z obiadem kojarzy. - Deidara nie mogł się powstrzymać, żeby nie rzucić ironicznego komentarza.
- Nic mi się nie kojarzy, to był przykład, wybryku natury. - Obraził się Itachi.
- Phi. Słuchaj, stary. Jak się nie chcesz dzielić frytkami, to dobra, niech ci będzie, smacznego, udław się nimi. - Deidara wzruszył
ramionami. - Ale przynajmniej porób coś ze mną. -
Uchiha wyglądał na zaskoczonego.
- Jeśli składasz mi jakąś niemoralną propozycję, to wybacz, nie jesteś w moim typie. - Powiedział.
- Nic ci nie składam, zboczeńcu. Po prostu nuuuuudzę się. - Wyjaśnił blondyn. - Zagrajmy w karty... albo... chodźmy do Sasoriego, może on
ma jakąś ciekawą rozrywkę. A jak nie, to zawsze można go powkurzać. -
Itachi rozważał tą propozycję przez moment. Taaak, zdecydowanie to ciekawsze, niż oglądanie ziemniaków na patelni.
- Dobra. Chodźmy. - Zgodził się łaskawie.
- Un! - Ucieszył się Deidara.

Sasori siedział w pokoju na wprost półki ze swoimi "smakowitymi trującymi specyfikami" i najwyraźniej też się nudził, bo przesuwał buteleczki bez ładu
i składu.
- Cześć Sasori-Danna. - Przywitał go radośnie Deidara.
- Hmph. - Odpowiedział równie uprzejmie Sasori.
Itachi w ogóle nie przejmował się tak przyziemnymi sprawami jak mówienie "cześć" kolegom z pracy.
- Co porabiasz? - Zapytał z zaciekawieniem blondyn, podglądając przez ramię Sasoriego.
- Układam trucizny zgodnie z tym, w jaki sposób zabijają. - Wyjaśnił lalkarz wzdychając. - Ale zapomniałem, jak ta działa. Mogłbyś dla mnie sprawdzić? -
Deidara dość niechętnie odniósł się do prośby, cofając się przezornie.
- Danna, ale nie sądzisz, że jest nudno? - Spytał po chwili.
- Jest. - Przyznał szczerze Sasori.
- Poróbmy coś razem! - Zaproponował Deidara.
Sasori spojrzał na niego podejrzlwie.
- Może jednak nie. - Odpowiedział. - Albo, czekaj. Możemy obejrzeć jakiś film. -
Itachi pokiwał z aprobatą głową.
- Bardzo chętnie. - Ucieszył się Deidara. - Tylko błagam, nie coś takiego, jak ostatnio. -
- Co ci się nie podobało w "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną"? - Zdumiał się Itachi.
- Hm, nic, pomijając fakt, że potem nie mogłem spać całą noc! - Oznajmił z wyrzutem Deidara.
- Taaa, ja też. - Przytaknął Sasori.
- Ty?! - Itachi ze zdziwienia pozwolił sobie okazać pewną dawkę emocji. - Przecież twoim hobby jest krojenie ludzi! -
Sasori spojrzał na niego urażony.
- Moim hobby jest przerabianie wkurzających kolegów na kukiełki. - Poprawił. - Krojenie jest tylko... hn, dodatkiem. Poza tym,
trudno było mi spać, bo KTOŚ budził mnie o pierwszej, drugiej, a potem czwartej rano, bo mu się wydawało, że w kuchni, w salonie,
albo przed domem jest szaleniec z piłą, i musiałem sprawdzać. -
- Kiedy ja naprawdę coś tam słyszałem! - Wytłumaczył się Deidara. - No i przecież nie mogłem iść sam! -
Sasori go zignorował.
- Dobra, wybierzemy coś innego. - Itachi nie był dziś w nastroju do kłótni. - Sam możesz wybrać, Deidara. Ale jeśli to będzie
jakaś komedia romantyczna, to i tak skończy się krwawo, bo osobiście cię wypatroszę. -
- Mogę też? - Zapytał ochoczo Sasori.
- Wredni jesteście. Wybiorę jakiś dobry film akcji, w przeciwieństwie do was MAM gust. - Obraził się blondyn.
Itachi wzruszył ramionami, a potem cała trójka skierowała się do salonu, gdzie Deidara zajął się wyszukiwaniem filmu.
- Siema ludzie. - Do pokoju wbił Hidan. - I cześć Sasori. -
- No, hej. - Zmusił się do bycia miłym Itachi. - Potrzeba ci czegoś? -
- Właściwie to tak, nie zostawiłem tu gdzieś mojej kosy? - Zapytał Hidan rozglądając się.
- Ja nie widziałem. - Sasori wzruszył ramionami. - Ale jeśli chcesz, mogę ci pożyczyć nożyczki. -
- To zupełnie nie to samo. - Hidan pokręcił smutno głową. - No trudno, idę szukać dalej. A wy co porabiacie? -
- Będziemy oglądać film. - Wyjaśnił Deidara.
- O. - Hidan uśmiechnął się. - A widzieliście już ten nowy horror, gdzie taki jeden psychol wykańcza po kolei wszystkich swoich ziomów, i nawet rodzinę? ...
Eee, bez urazy, Itachi. -
- Itachi, uważam, że powinieneś zarządać jakiejś prowizji od zysków, skoro zrobili film o twoim życiu. - Poradził złośliwie Sasori.
- A ty tak zrobiłeś? - Zapytał w odpowiedzi Itachi.
Sasori spojrzał ze zdziwieniem na Uchihę.
- Ale o mnie nikt nie zrobił filmu. - Wyjaśnił.
Itachi przybrał zdumioną minę.
- Zaraz. - Powiedział udając zaskoczonego. - To "Pinokio" nie był o tobie?! -
- To wcale nie jest zabawne. - Sasori poczuł się dogłębnie urażony.
- Zraniłem twoje uczucia? - Zapytał Itachi podejrzliwie.
- Dokładnie tak. - Potwierdził Sasori, przybierając smętną minę.
- Yeah! Marzyłem o tym od lat. - Itachi ucieszył się z osiągniętego celu.
- Eh. - Obraził się Sasori. - Hidan, jak znajdziesz tą swoją kosę, to pożyczysz mi na chwilę, żebym mógł go zadźgać? -
- No nie wiem, pobrudzi się. - Zastanowił się poważnie Hidan.
- Kto, kosa czy Itachi? - Upewnił się Deidara.
- No kosa, co mnie obchodzi Itachi?! - Zdumiał się Hidan.
- Dzięki. - Podziękował Uchiha.
- Hm? Nie ma za co. - Hidan nie należał do osób, które szybko łapałyby ironię.
- Wybrałem film! - Pochwalił się tymczasem Deidara. - Może być? -
Sasori rzucił okiem na okładkę.
- A niech będzie, ja i tak zamierzam się skupić na jedzeniu popcornu. - Zgodził się wzruszając ramionami.
Itachi usadowił się wygodnie na kanapie, ale nie dane im było oglądać filmu w spokoju. Oczywiście, do pokoju wszedł kto inny, jak nie lider, który
chyba miał w kontrakcie, żeby przeszkadzać swoim pracownikom w każdej miłej chwili.
- Dobrze, że was widzę. - Powiedział na powitanie.
- Oj, kłopoty. - Skrzywił się Deidara.
- Itachi... - Zaczął lider.
- Ja nic nie zrobiłem. - Obraził się Uchiha, odwracając się do niego plecami.
Lider spojrzał na niego nerwowo.
- Nic mnie to nie obchodzi, co zrobiłeś, tylko mnie obchodzi, co zrobisz. - Wyjaśnił.
- Ja bym się na pana miejscu poważnie zastanowił, czy to zdanie jest poprawne gramatycznie. - Zasugerował Deidara.
Sasori uznał to za bardzo zabawne, bo prawie zakrztusił się popcornem.
- Zamknąć się. - Rozkazał tymczasem lider. - Itachi, idź na zakupy. -
- Dlaczego? - Zapytał bezczelnie Uchiha.
- Bo nie ma co jeść! - Wyjaśnił gwałtownie lider.
- W kuchni są jakieś frytki. - Zaoferował usłużnie Hidan.
- To moje frytki! - Oburzył się Itachi.
- Nie ważne, już je zjadłem. - Uspokoił ich lider. - Ale trzeba kupić jakieś żarcie na najbliższe dni, więc, IDŹ DO SKLEPU! -
- A co mam kupić? - Zapytał Itachi podnosząc się powoli.
- Hm... chleb. Coś do picia, może być cola. Ciastka lub ciasto. Czekoladę. Masło. Ser żółty. I koniecznie pączki. - Wymienił szybko lider.
- Hn. Na takie zakupy to ja bedę potrzebował samochodu. - Zamyślił się Itachi.
- Sasori pójdzie z tobą. - Zadecydował lider.
- Przepraszam, czy ja ci wyglądam na samochód? - Oburzył się słusznie Sasori.
- Nie, ale pomożesz mu nieść zakupy. - Wyjaśnił lider.
- Etam. Niech Deidara z nim pójdzie. - Sasori nie miał specjalnej ochoty wstawać z kanapy.
- Deidara będzie mi tu jeszcze potrzebny. - Odpowiedział zimno lider.
- Do czego? - Zapytał podejrzliwie blondyn.
- Zobaczysz. - Lider rzucił mu znaczące spojrzenie wycofując się z salonu. - Przyjdź do mojego pokoju. -
- Oj, nabroiłeś, co? - Zainteresował się Hidan. - Szef nigdy nie prosi nikogo do siebie, chyba ze ktoś nieźle nabroił. -
- Ale ja ostatnio byłem grzeczny, prawda? - Deidara zastanowił się poważnie nad swoim zachowaniem.
- Rzeczywiście, choć to zaskakujące, Deidara niczego, ani nikogo ostatnio nie wysadził. - Musiał się zgodzić Sasori.
- Więc czemu on chce mnie w swoim pokoju? - Dopytywał się Deidara.
- Ja bym miał parę wyjaśnień. - Itachi spojrzał na niego znacząco.
- Ale... ale chyba nie myślisz, że on no... wiesz, nie myślisz? - Przeraził się nie na żarty blondyn.
- Dokładnie tak myślę. - Uśmiechnął się Uchiha.
Hidan spojrzał na Sasoriego pytająco.
- Ej, stary, ty wiesz o czym którekolwiek z nich myśli? - Spytał.
- Nie, i nie chcę wiedzieć. - Odpowiedział stanowczo Sasori.
- Szef chce mnie zgwałcić! - Wykrzyknął zaniepokojony Deidara.
- Tuż to molestowanie w miejscu pracy, to jest karalne. - Zgorszył się Hidan.
- Muszę spytać: a w innych miejscach można molestwować spokojnie? - Zainteresował się nagle Sasori.
- Mnie nie można! - Zaznaczył Deidara.
- A kto by tam ciebie akurat chciał. - Itachi wzruszył ramionami.
Nagle drzwi od pokoju się odtworzyły.
- Itachi. Czemu tu jeszcze stoisz? Miałeś być w sklepie. - Stwierdził z niezadowoleniem lider, rozglądając się po pokoju.
- Duchem już tam jestem. - Uchiha miał odpowiedź na każdy zarzut.
- A mówiłem, żebyś kupił pączki? - Przypomniał sobie lider.
- Mówiłeś. - Przytaknął Itachi.
- To dobrze, bo bałem się, że zapomniałem. - Ucieszył się lider. - A, właśnie... mógłbyś mi kupić jeszcze jedną rzecz? -
- Hn, co jeszcze? - Zapytał zniecierpliwiony Uchiha.
Lider stał przez chwilę bez słowa, a potem zbliżył do Itachiego, i wyjaśnił mu coś szeptem.
- CO NIBY?! Po moim trupie! - Oburzył się Uchiha. - W życiu nie będę kupować takich rzeczy! -
- Ale czemu? - Zmartwił się lider.
- Mam swoją reputację, a poza tym... - Itachi desperacko szukał jakiegoś wyjaśnienia. - Poza tym jestem za młody. -
- To Sasori niech kupi. On jest stary. - Zaproponował lider.
- Nie stary, tylko dojrzały. - Poprawił urażony Sasori. - I prędzej umówię się z własną babcią niż kupię jakieś twoje podejrzane zabawki. -
- Wiesz co? Ty to jednak wredny jesteś. - Ocenił go lider.
- Nic nowego. - Sasori wzruszył ramionami.


PS. Taaak, wciąż żyję. :) Rozpiszę się porządnie w piątek (yeah, nie mam wykładów do 20 w piątek :D).

Black Star - 2008-10-23 22:20:37

rodział dziewiąty

Itachi, Deidara i Sasori siedzieli na ziemi i czekali na Sasuke na skraju lasu. Byli trochę za wcześnie, bo żaden z nich nie mógł już wytrzymać
w domu, tym bardziej, że szef próbował wysłać ich na misję.
- Un, mogę o coś spytać? - Zagaił Deidara po dłuższej chwili milczenia.
- Wal. - Itachi wzruszył ramionami. - Ale jeśli chcesz spytać skąd się biorą dzieci, to ja się nie podejmuję odpowiedzi. -
- A co, sam nie wiesz? - Zapytał zgryźlwie Sasori.
- Właściwie to chciałem spytać, czy może nie powinniśmy ustalić paru zasad, zanim nie wybierzemy się do Konohy. - Wyjaśnił Deidara.
- Hn, dobra. - Zgodził się Itachi. - Żadnego wysadzania ludzi, żadnego zabijania, i żadnego wkurzania mnie. -
- Nie takie zasady miałem na myśli, un! - Deidara powoli tracił cierpliwość. - Raczej chodziło mi o wiecie, zasady zachowania się w mieście. -
- Przepraszam, a to my jedziemy na jakieś kolonie dla dzieci z problemami? Wszyscy normalni wiedzą jak się zachować w mieście: chodzi się na zielonym świetle, a na czerwonym stoi. - Sasori najwyraźniej nie lubił wszelkich zasad, oprócz tych, które sam ustalił.
- Ah! Dacie mi w końcu dojść do słowa? - Zdenerwował się poważnie Deidara.
- Nie. - Odpowiedział Uchiha.
Deidara się obraził.
Przez chwilę panowała cisza.
- Jak mnie przeprosicie, to znów się będę do was odzywać. - Zaoferował Deidara.
- A musisz? - Przeraził się Itachi.
- Spokój, no. - Rozkazał Sasori. - Deidara, nie gadaj tyle. Itachi, weź zachowuj się. -
- Wal się, dobrze? - Zaproponował Uchiha.
- Niedobrze. - Odparł Sasori. - Czemuś taki nerwowy? -
- Bo mnie wkurzacie. - Poskarżył się Itachi. - A poza tym... -
- Poza tym co? - Zainteresował Deidara, przysuwając się bliżej do siedzącego obok Uchihy.
- Zachowaj dystans, co? - Itachi był najwyraźniej bardzo przywiązany do własnej przestrzeni. - A poza tym, to chodzi o wczorajszą noc. -
- Hm, fajna była? - Zaciekawił się Sasori.
- Kto? - Nie zrozumiał Itachi.
- No ta panna. - Wyjaśnił Sasori przewracając oczami. - Co się z nią zabawiałeś wczoraj w nocy. Bo zakładam, że o tym chciałeś nam powiedzieć. Znaczy, nie znam innego powodu, dla którego facet miałby opowiadać kolegom o tym, co robił w nocy. -
- Po pierwsze: od kiedy to ja jestem twoim kolegą? A po drugie: ja staram się powiedzieć wam o czymś ważnym, więc bądź tak miły i się zamknij. - Odpowiedział ostro Itachi.
- Dobra, ale o co chodzi? - Deidara był zbyt zainteresowany tą ekscytującą wiadomością, żeby w spokoju znosić kolejne przekomarzanie się tamtej dwójki.
- Ano, właśnie. Więc wczoraj w nocy, słyszałem jak szef gadał przez telefon. - Zaczął Itachi.
- Etam, wszyscy już od dawna wiemy, że on dzwoni na seks-telefony, żadna nowość. - Deidara wzruszył ramionami.
Itachi rzucił mu ostre spojrzenie i blondyn postanowił, że dla świętego spokoju (i żeby uniknąć bolesnej śmierci) lepiej będzie już nie przerywać.
- Nie zgadniecie, co powiedział. - Itachi spojrzał na pozostałą dwójkę z napięciem.
- Ale wiesz, że nienawidzę zagadek? - Zapytał z niezadowoleniem Sasori.
- Nic mnie to nie obchodzi, co ty lubisz, a co nie. Sprawa jest poważna! - Itachi poraz pierwszy od jakichś siedemnastu lat się zdenerwował.
- Ooookej... - Krzyczący Itachi był tak szokującym wydarzeniem, że Deidara nie wiedział co powiedzieć.
- Hmph, ale, tego, nie dostaniesz zawału, co? - Sasori wychował się na pustyni i nie takie rzeczy już widział, więc nic nie mogło go zdziwić.
- Chciałbyś. - Odpowiedział sucho Uchiha. - Ja nie dostaje zawału i nigdy, nigdy nie panikuję. -
- To nie panikuj. - Doradził Sasori.
- Posłuchaj, Sasori. - Itachi spojrzał na niego zimno. - Nie znamy się jeszcze zbyt dobrze, ale musisz jedno o mnie wiedzieć. Źle znoszę, jak ktoś mnie
próbuję uspokajać. Mogę wtedy niechcący zabić. -
- Un! Nieważne, potem zabijesz Sasoriego, a jeszcze potem dostaniesz zawału, Itachi. - Przerwał Deidara, który na szczęście nie miał żadnych
problemów z panikowaniem. - Najpierw opowiedz, co się dzieje! -
- Ano, właśnie. Szef gadał z kimś przez telefon. Normalnie nie podsłuchuje, ale chodziło o Akatsuki. Orientujecie się, że nasza organizacja ma ściśle wyliczoną ilość członków? - Zaczął Uchiha.
- Num, tiak, to znaczy nie może nas być zbyt wiele, bo szefowi nie starczy błyskotek dla wszystkich. - Potwierdził Sasori, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi.
- Hn. No i teraz mamy komplet, nie? - Zapytał Itachi.
- Hmph. - Przytaknął po swojemu Sasori.
- No, a szef powiedział tak: "bardzo chętnie was przyjmę, szukam właśnie takich ludzi, wkrótce będę miał trzy wolne miejsca". - Zakończył swoją dramatyczną wypowiedź Itachi.
- O. Myślisz, że chce kogoś wykończyć? - Zapytał się Deidara.
Uchiha rzucił mu bardzo zniecierpliwione i bardzo znaczące spojrzenie.
- O rany! - Zrozumiał blondyn. - Myślisz, że chce nas wykończyć?! -
- Może chodzić o kogokolwiek innego... choć przyznaję, że to my ostatnio robimy mu problemy... te ciągłe urlopy i takie tam. - Myślał głośno Sasori.
- JA NIE CHCĘ UMIERAĆ! - Krzyknął Deidara, szarpiąc jednocześnie Sasoriego za kołnierz płaszcza.
- Nikt nie chcę, dlatego przestań mnie dusić. - Próbował się uwolnić Sasori.
- A ty podobno nie oddychasz. - Zauważył lekko zdziwiony Itachi.
- Ale to wcale nie daje nikomu przyzwolenia żeby mnie dusić. - Oburzył się Sasori.
- A, właśnie, tak mi się przypomniało, przy okazji tego duszenia, Deidara, czego chciał od ciebie szef jak cię wołał do swojego pokoju? - Skojarzył sobie
nie wiadomo czemu Uchiha.
- Eh, nie pytaj. - Deidara machnął z rezygnacją ręką.
- A co, traumatyczne przeżycie? - Zainteresował się Sasori.
- Tak! Żebyś wiedział! - Wybuchnął blondyn. - Kazał mi posprzątać. -
- Brrr, to rzeczywiście straszna sprawa. - Sasori pokiwał współczująco głową.
- Tia, prawie tak straszna, że nasz własny szef chce nas zabić. - Odparł ironicznie Uchiha, nadal zamyślony nad poprzednim problemem.
- Aleś się fochnął, rzeczywiście, to przykre, jak ktoś bliski próbuje cię zabić... a właśnie, jak tam się czują rodzice? - Zapytał złośliwie Sasori.
Itachi odwrócił się do niego.
- Przepraszam, życie ci się znudziło? - Zapytał uprzejmie.
- Hmph, wybacz, nie wiedziałem, że jesteś taki czuły na tym punkcie. - Sasori wzruszył ramionami.
- Bo ty w ogóle niedomyślny jesteś. Ał! - Skomentował Deidara, na co lalkarz kopnął go w kostkę.
Tymczasem od strony lasu zbliżał się nieśpiesznie Sasuke, który był jak zwykle nieco spóźniony (bo nie wiedział, w co się ubrać).
- ... Cześć. - Przywitał się.
- Hej. - Odpowiedział Itachi.
- Siemanko. Miło cię znów widzieć. - Deidara jako jedyny wiedział co nieco o dobrych manierach.
- Hmph. - Mruknął po prostu Sasori.
- On powiedział, że "cześć". - Przetłumaczył usłużnie Deidara.
- Hm, tak, wzajemnie. To idziemy? - Sasuke wydawał się nieco zdenerwowany, na co mógł mieć wpływ fakt, że zaprosił trzech poszukiwanych kryminalistów
do swojej własnej wioski.
- Taak! Bo prawie już zdrętwiałem od tego siedzenia na ziemi. - Ucieszył się szczerze Deidara, którego naprawdę bolały już od owego twardego podłoża wszystkie kości dolnych partii ciała, a są to, jakby nie patrzeć, dość ważne kości.
Itachi i Sasori również się podnieśli, po czym cała czwórka ruszyła przed siebie. Itachi i Sasuke przodem, a Deidara i Sasori bardziej z tyłu, wymieniając
półgłosem jakieś uwagi.
- Czemu mam wrażenie, że oni nas obgadują? - Zapytał po chwili Sasuke.
- Bo obgadujemy. - Uświadomił go Sasori.
- To nieładnie. - Ocenił urażony Sasuke.
- Jakbyś ty nigdy nie obgadywał znajomych. - Deidara wzruszył ramionami.
- Nie, ja mówię wprost co mi się nie podoba. - Pochwalił się Sasuke.
- Nie podoba mi się twoja koszulka. - Odpowiedział na to Deidara.
- Hę? - Zdumiał się Sasuke.
- Kazałeś mówić wprost. To ci mówię. - Deidara rozłożył ręce w wyjaśniającym geście. - Na razie niepodoba mi się koszulka. Poinformuję cię, jeśli będę miał więcej zastrzeżeń. -
- Ty chory jesteś. - Stwierdził odważnie Sasuke.
- A rzeczywiście, coś mnie gardło boli. - Przytaknął Deidara.
- Trzeba był nie pić tyle. - Poradził ponuro Sasori.
Dalsza część drogi mijała w miarę spokojnie. To znaczy, dopóki nie zaszło słońce.
- Rany, całkiem daleko ta wasza wioska. - Narzekał Sasori, który nie tylko nie lubił czekać, łazić na dalekie wycieczki też nie lubił... w sumie, to on w ogóle nie wiele lubił.
- A mnie jest zimno. - Poinformował go Deidara.
- Przepraszam, czy ja wyglądam jak twoja mama, żebyś mi takie rzeczy mówił? - Zdumiał się Sasori.
- Nie wiem, nie pamiętam zbyt wiele jeśli chodzi o moich rodziców. - Zastanowił się Deidara.
Sasori przewrócił po swojemu oczami. Wyjątkowo irytujący nawyk, który nabył po tym, jak się przerobił na kukiełkę.
- Ale mimo to mógłbyś mi pożyczyć sweter, tobie to i tak zwisa co masz na sobie. - Odpowiedział Deidara wzruszając ramionami.
Trudno było się z tym nie zgodzić, więc Sasori wzdychając ciężko zdjął kurtkę i podał ją blondynowi.
- Ła! - Ucieszył się Deidara. Postanowił też podziękować Sasoriemu na swój sposób, to znaczy rzucić mu się na szyję, przy okazji go zwalając z nóg.
- Ła. Nie macaj mnie, człowieku. - Sasori odsunął się o krok.
- Phi. We wtorek miałeś mniej przeciwko. - Wypomniał mu Deidara.
- We wtorek oboje byliśmy pijani. - Przypomniał mu Sasori wzdychając ciężko.
- No, no, zaskakujecie mnie, chłopcy. - Itachi uśmiechnął się ironicznie, jak to zwykle.
- Jakbym ci powiedział, co ty robiłeś w ten wtorek to dopiero byś się zdziwił. - Odparował Sasori.
Itachi pokiwał z wahaniem głową.
- Hm? Może właśnie powinieneś mi powiedzieć, bo niewiele kojarzę. - Zdecydował po chwili.
- Wolisz nie wiedzieć. - Lalkarz pokręcił głową.
Ale Itachi chciał znać prawdę.
- No co? - Dopytywał się. - Śpiewałem na stole Britney Spears "Ups I did it again"? -
- Nie. - Sasori ponownie pokręcił głową. - To była Madonna, "American Pie". -
- Mogło być gorzej. - Ocenił Itachi. - To mogła być Mandaryna. -
- Jak na poważną organizację chcącą władzy nad światem strasznie dużo imprezujecie. - Zauważył z dezaprobatą Sasuke.
- Zaraz. - Oburzył się Deidara. - To nie do końca tak, nie siedzimy codziennie i nie pijemy do utraty przytomności. We wtorek akurat była duża okazja. -
- Jaka? - Zainteresował się młodszy Uchiha.
- Właściwie to sam nie wiem. Szef przyszedł, przyniósł szampana... - Zaczął wyjaśniać Deidara.
- I piwo. - Dodał Itachi.
- I wódkę. - Przypomniał Sasori.
- I w każdym razie, nalał nam tego szampana i powiedział radośnie, że Konan, jedyna panna w naszej grupie, zatruła się pizzą. - Kontynuował Deidara. - W sumie to uważam, że to trochę brzydko, tak się cieszyć z jej zatrucia... -
- Czy ty jesteś całkowicie niedomyślny? - Itachi spojrzał na niego ze zniecierpliwieniem. - Nie widziałeś, jaki szef chodził zaniepokojony, jak wcześniej wymiotowała od trzech dni? -
- No, widziałem, pewnie się martwił, że to jakaś poważna choroba. - Odpowiedział szczerze Deidara. - Ale skoro okazało się, że to zatrucie, to nie wiem, co tu świętować. -
- Nie wiem, czy ty jesteś tak niedomyślny, czy raczej tak niewinny i niedoświadczony. - Zastanowił się Sasori.
- Hę? - Deidara nadal nic nie załapał.
- A co do picia, to najbardziej pijany był i tak szef. - Kontynuował wyjaśnienia Itachi.
- Ano, doszedł do miejsca, w którym całkiem poważnie zastanawiał się, czy by nie zmienić hasła: "Jesteśmy źli i chcemy władzy nad światem" na "Pokój, miłość, harmonia". - Potwierdził Sasori.
- To wtedy mielibyście różowe chmurki na płaszczach? - Zapytał Sasuke.
- Nie, no raczej żółto-zielone, kolory ziemi i takie tam. - Zastanowił się Itachi.
- Tia, kolory kucyków Pony. - Sasuke wzruszył ramionami bez specjalnego entuzjazmu.
- Czemu jesteś zawsze taki ponury? - Zainteresował się Deidara, nie mogąc zrozumieć, dlaczego niektórzy ludzie nie potrafią być odrobinę bardziej radośni.
- To jego wina, popsuł mi dzieciństwo. - Odpowiedział Sasuke wskazując palcem na stojącego obok Itachiego, który spróbował przybrać niewinny wyraz twarzy.
- Tak, tak, wszyscy wiemy, że jest ci ciężko, bo ci brat zabił rodzinę, ale jak chcesz o tym porozmawiać, to zadzwoń na telefon zaufania. - Deidara machnął
ręką ze zniecierpliwieniem.
- Taa, Deidara zna numer na pamięć, bo ma problemy w związku, Sasori go bije. - Wyjaśnił zgryźliwie Itachi.
- My nie jesteśmy w żadnym związku. - Obruszył się Sasori.
- Ale przyznajesz się, że go bijesz? - Oskarżył go Uchiha.
- Nie będę ukrywać tego, co oczywiste. - Sasori wzruszył ramionami. - Poza tym jak aż tak zazdrościsz, ciebie też mogę palnąć. -
- Nie, dziękuję. - Odpowiedział wyniośle Itachi.
- Proszę. - Odparł tym samym tonem Sasori.
- Ale ja nawet nie o tym mówiłem... - Sasuke wzdychając powrócił do poprzedniego wątku.
- A o czym? Itachi, co jeszcze zrobiłeś bratu? - Zgorszył się Deidara.
Uchiha zastanowił się poważnie.
- ... Już chyba nic. - Odpowiedział po chwili namysłu.
- Nie chciał się ze mną bawić! - Wybuchnął Sasuke.
- No wiesz co? - Deidara obrócił się do Itachiego, udając oburzenie.
- Ty chamie. - Skomentował Sasori próbując się nie roześmiać.
- Oj, no dobrze, nie wiedziałem, że będziesz miał aż taką traumę. - Starszy Uchiha wzruszył ramionami. - Mogę się z tobą teraz pobawić, jak chcesz. -
- Teraz to ja już nie chcę. - Sasuke najwyraźniej się fochnął.
- Phi. - Odparł Itachi.
- Phi. - Sasuke też tak umiał.
- Phi. - Sasori nie znalazł żadnego lepszego podsumowania.
- A możemy coś zjeść? - Deidara był już myślami gdzieś indziej.
- No, możemy. Jest tu takie jedno spokojne miejsce. - Zgodził się Sasuke.
- Rozumiem, że stawiasz? - Zainteresował się Sasori, który choć nie musiał jeść, chętnie pożywiał się na koszt innych ludzi.
- Chyba cię pokręciło. - Zdziwił się Sasuke. - Jestem tylko biednym nastolatkiem. -
- Nie, on zawsze był pokręcony, to nic nowego. - Uspokoił go Itachi. - Poza tym, jakim znów BIEDNYM nastolatkiem? Z tego co wiem, powinieneś odziedziczyć sporą fortunkę po rodzicach. -
- Wydałem... - Wyjaśnił cicho Sasuke.
- CO PROSZĘ? - Itachi pomyślał, że zostawianie małego, nierozsądnego małolata samego sobie nie było może najlepszym pomysłem w jego życiu.
- No, nie wszystko. Ale sporo. - Przyznał młodszy Uchiha.
- Na co? - Zainteresował się Sasori.
- Narkotyki, papierosy i wódka? - Podsunął Deidara.
Itachi spojrzał na niego ostro.
- No co? - Obruszył się Deidara. - Jak szaleć to na maksa. -
- Spoko. Nic z tych rzeczy. - Sasuke pokręcił uspokajająco głową. - Po prostu zakupy przez internet. -

Kaelsy - 2009-06-16 19:14:09

*wyjmuje kredki*

czytłam :>

Black Star - 2009-06-19 00:12:19

kredki? :D

Kaelsy - 2009-06-19 13:51:59

a tak :> kredki ;>
bo w końcu coś trzeba jeść, jak się czyta coś fajnego :D
*zajada kredki*

Kate - 2009-06-19 15:03:27

ja kiedyś uwielbiałam lody kredki :D

MiKa - 2009-06-19 22:06:42

ja też ^^ Ale z tego, co wiem, to chyba już ich nie produkują <płacze>

Black Star - 2009-06-22 12:15:52

też je lubiłam ;P nawet bardzo

ps. a cóż to za ot w moim temacie? XD

Kaelsy - 2009-06-22 15:12:34

jakiż ot? gdzie? xDee

Cleo - 2009-06-22 19:10:29

Koniec OT'a od tego posta, bo pozamykam, albo pokasuje posty :>

Black Star - 2009-06-25 13:44:02

racja, konczymy ten ot. i, zeby post byl w temacie, daje next rodzial.

rodzial dziesiaty

10

Podczas kiedy cała czwórka docierała powoli do Konohy, Itachi doszedł do czegoś jeszcze. A mianowicie, do jakże mądrego wniosku, że jako odpowiedzialny i starszy brat powinien zadbać o młodszego i nieodpowiedzialnego brata.
- A, właśnie, jakie ty masz właściwie plany na przyszłość? - Zagaił więc inteligentnie.
- Ah! Nie pytaj mnie o to! Ciągle mnie o to ktoś pyta! - Wkurzył się najwyraźniej Sasuke. - To najbardziej wkurzająca rzecz na świecie. -
- Em, wybacz. - Przeprosił zaskoczony Itachi.
- Phi, wybacz. - Sasuke nie zamierzał tak łatwo wybaczyć. - Powinieneś mnie zrozumieć, przecież też kiedyś byłeś w moim wieku i na pewno cię też o takie rzeczy pytali... Zaraz! Czy zabiłeś mamę i tatę, bo za bardzo pytali, co chcesz robić w przyszłości? -
Itachiego zatkało.
- ... Szczerze mówiąc, to nie wpadłem na to. - Wyjaśnił.
- Szkoda, jak dla mnie to dobry powód. - Skomentował Sasuke.
- Cool. Itachi, mały jest podobny do ciebie, równie psychiczny, un. - Deidara nawet nie zamierzał ukrywać, ze podsłuchuje.
- Oczywiście, że są podobni, przecież są braćmi, rany. - Sasori musiał wtrącić swoje trzy grosze.
- No i co z tego, un? - Deidara wzruszył ramionami.
- Mają wspólną pulę genową. - Wyjaśnił Sasori przewracając oczami.
- CO mamy wspólne? - Obraził się najwyraźniej Sasuke.
- PULĘ GENOWĄ. Co, biologi się nie uczyłeś w szkole? - Zgorszył się Sasori.
- Nie, byłem wtedy zajęty. - Sasuke miał najwyraźniej ciekawsze rzeczy do roboty niż nauka.
- To masz pecha, ha-ha. - Zaśmiał się ironicznie Deidara, choć on sam też niewiele wiedział, o pulach genowych.
- Nie śmiej się ze mnie. - Obruszył się młodszy Uchiha.
- Dlaczego? - Zainteresował się Sasori.
- Dlatego! - Udzielił wyczerpującej odpowiedzi Sasuke.
- Phi. - Podsumował całą konwersację Itachi.
Tymczasem zbliżali się już do celu podróży.
- O, tu mieszkam. - Sasuke wskazał na dom stojący na końcu ulicy.
- Ładnie. - Ocenił Deidara. - Tylko czemu masz różowe firanki? -
- One są bladofioletowe! - Najwyraźniej był to drażliwy temat dla Sasuke. - Poza tym, sam zamierzam je zmienić, po prostu nie zdążyłem. To stare,  mama je kupiła... jak jeszcze żyła, oczywiście. -
- Właściwie, to kupił je ojciec. - Wtrącił się bezczelnie Itachi.
- Co proszę?! - Sasuke się najwyraźniej szczerze zaszokował ową wiadomością.
- Ano. - Potwierdził Itachi. - On też wybrał te różowe talerze w kwiatki i ten obrus w motylki, co kiedyś był na stole w kuchni. -
- Więc zabiłeś go, bo miał tragiczny gust, tak? - Zastanawiał się na głos Sasuke.
- Gdybym chciał zabić ludzi bez gustu musiałbym wybić tak z połowę tego świata. - Uświadomił go Itachi.
- Połowę, to znaczy co drugą osobę... - Popisał się umiejętnością liczenia Deidara.
- Brawo, twoja matematyczna wiedza mnie zadziwia. Myślałeś o studiach na politechnice? - Sasori oczywiście musiał go zjechać.
- Cicho, Danna. - Ofuknął go Deidara. - Jak mówię, że co drugą osobę, to znaczy, że jednego z nas. -
- No, ciebie. - Wyjaśnił Sasori.
- Dlaczego mnie?! - Zdumiał się prostotą tego wyjaśnienia Deidara.
- Bo ty nie masz pojęcia o sztuce! - Wybuchnął po swojemu Sasori. - ... Więc o guście też nie. -
- To ty nie masz! - Odpowiedział jak zwykle Deidara. - Ja mam gust, i w przeciwieństwie do ciebie wyglądam dobrze. -
- Teraz to i może owszem, bo masz na sobie MÓJ sweter. - Rzucił ironicznie Sasori.
- Rany, jak jesteś taki przywiązany do tego kawałka materiału to co go oddam, możesz się nim wypchać. - Obraził się Deidara.
- Jak ci się nie podoba to oddawaj. - Lalkarz wzruszył ramionami.
- Ale jak się zrobi trochę cieplej, okej? - Zaproponował blondyn.
Sasori go zignorował.
- Oni tak zawsze? - Zainteresował się Sasuke.
- Przez większość czasu. - Przytaknął Itachi. - Najlepiej pomaga ignorowanie ich, ja tak robię od lat. -
- Proszę, wchodźcie. - Sasuke otworzył tymczasem drzwi.
Itachi, Deidara i Sasori posłusznie weszli i rozglądali się właśnie ciekawie.
- Hm, myślę, że możecie się jakoś rozłożyć tu, w salonie i tam, w tym pokoju po lewej... - Wyjaśniał gościnnie Sasuke. - ... tylko jest jeden problem,  tam nie ma łóżka. -
- To rzeczywiście problem. - Zauważył Itachi, który nie zamierzał się gnieździć na podłodze.
- Ale jest kanapa... - Kontynuował Sasuke.
- No to chyba okej, przecież nikt nie oczekiwał pięcio-gwiazdkowego hotelu. - Sasori wzruszył ramionami.
- Tylko że kanapa ma metr dwadzieścia długości. - Wyjaśnił niepewnie Sasuke.
- No to w sam raz dla Deidary. - Zachichotał zimno Sasori.
- Jak śmiesz! - Oburzył się blonyn. - Jesteśmy prawie tego samego wzrostu. -
- Ale prawie. - Zauważył Sasori.
- A prawie robi wielką różnicę. - Przypomniał nie wiadomo czemu Itachi.
- Walcie się. - Deidara się obraził. - Ja przynajmniej jestem człowiekiem i mam wszystko czego trzeba. -
- Ja też mam wszystko czego trzeba. - Sasori poczuł się osobiście urażony poprzednią uwagą.
- Ha, a trzustkę masz? - Zaatakował go Deidara, jednocześnie wskazując palcem na swój brzuch, akcentując, że on, Deidara, MA trzustkę.
- A po co komu takie świństwo? - Zdumiał się lalkarz. - Poza tym, mój drogi chłopcze, źle pokazujesz, trzustka to jest tak trochę bardziej w lewo. -
- A skąd niby wiesz? - Zainteresował się Deidara podejrzliwie.
- Wierz mi, pokroiłem w życiu więcej ludzi, niż ty zjadłeś ciastek, wiem gdzie jest trzustka, a gdzie jelito. - Odpowiedział po prostu Sasori.
- Ale, Sasori, zapominasz o jedynym ważnym fakcie, to jest Deidara. - Wtrącił się znowu Itachi.
- Tak, wiem. - Przytaknął Sasori, zastanawiając się, dlaczego Itachi uświadamia mu rzeczy tak oczywiste.
- Wiesz, ale nie rozumiesz. Deidara ma ręce na ustach... tfe, odwrotnie, usta na rękach, więc skąd wiesz, że trzustek też nie ma w dziwnych miejscach? - Wyjaśnił swój tok rozumowania Uchiha.
Teorii Itachiego nie dało się zarzucić braku logiki, jednakże z drugiej strony Sasori zaiste nieco obeznany w tajnikach budowy ludzkiego ciała nie zamierzał tak po prostu uwierzyć w dość szokującą tezę Uchihy, który o biologi wiedział zapewne tyle: "gdzie walnąć, żeby zabolało".
- Brednie. Tak się nie da. - Stwierdził lalkarz. - To biologicznie niemożliwe. -
- A założymy się? - Itachi oderwał się na chwilę od rozglądania się po pokoju.
- Ej! Odczepcie się od mojej trzustki! Kupcie sobie własną. - Deidarze chyba nie podobała się ta cała dyskusja.
- A poza tym, w jaki sposób niby chcieliście sprawić, kto ma rację? - Zaciekawił się Sasuke.
Sasori spojrzał na niego tępo.
- Nożyczkami... - Wyjaśnił.
Teraz Deidara był absolutnie pewien, że mu się to nie podoba.
- Wracając do poprzedniego wątku... - Próbował zmienić temat Sasuke.
- A jaki był? - Itachi najwyraźniej zapomniał.
- O tym kto gdzie śpi. - Wytłumaczył Sasuke.
- Ja śpię z dala od tego świra z nożyczkami! - Zastrzegł się szybko Deidara.
- Cicho, no. - Uciszył go Sasori. - Przecież nie rzucił bym się na ciebie z nożyczkami kiedy śpisz i nie zabił. -
Deidara spojrzał na niego z nadzieją.
- Naprawdę? - Ucieszył się.
- Oczywiście, o wiele przyjemniej jest, kiedy można się najpierw trochę poszamotać z ofiarą. - Wyjaśnił sucho Sasori.
Teraz to Deidara przestraszył się nie na żarty.
- Mogę spać z tobą? - Zapytał błagalnie Itachiego.
- Prędzej słonie zaczną latać. - Uchiha był do własnego łózka równie przywiązany jak do własnych frytek. - Poza tym, wyluzuj, on przecież cię nabiera. -
- Skąd ta pewność, że kłamie? - Zapytał podejrzliwie Deidara.
- Jak to, skąd? Nos mu się wydłuża. - Itachi zachichotał z udanego dowcipu.
- W każdym razie, myślę, że jakoś nam się uda ułożyć, ewentualnie można wyciągnąć materac i już. Prawda? - Sasuke spróbował przerwać tą nieco napiętą atmosferę i skupić się na ważniejszej kwestii.
- Spoko, na pewno się zmieścimy. - Zapewnił go Sasori, z nadmiernie zadowolonym uśmiechem na twarzy. - A jak nie, to najwyżej kogoś się wywali do ogródka. -
- Itachi, a on na mnie dziwnie patrzy. - Poskarżył się Sasuke.
- Nie, on tak normalnie patrzy. - Uspokoił go Itachi, wzruszając ramionami. - Poza tym, nie martw się, jestem w siedemdziesięciu procentach  pewien, że on mówił o Deidarze. -
- A pozostałe trzydzieści procent? - Zapytał podejrzliwie młodszy.
- Cóż, mógł też mówić o mnie. - Przyznał niechętnie starszy.
Sasori uśmiechnął się do niego obiecująco.
- Ewentualnie wy prześpicie się w salonie, a ty możesz spać ze mną. - Zaproponował Itachiemu Sasuke, zanim do niego dotarło, co właściwie
powiedział. - Zaraz. Korekta. Nie ze mną, tylko w moim pokoju. -
- Mhm, cóż za politycznie poprawna wypowiedź... zboczeńcy. - Ocenił Deidara.

Jakąś godzinę później, cała czwórka skończyła właśnie jedzenie obiadu i Sasuke podniósł się, spoglądając na zegarek.
- Ołć. Ja mam jeszcze trening dziś. - Wyjaśnił niechętnie. - Wracam późnym wieczorem, nie rozwalcie mi domu, co? -
- Spróbujemy. - Obiecał Sasori.
- A, Itachi, właśnie. - Przypomniał sobie coś Sasuke. - Mam prośbę. Mam tu takie ciężkie zadanie z matmy, a nie mam na nie czasu, a ono jest na jutro, więc... proszę, zrób za mnie! -
Itachi westchnął ciężko.
- Dobra, dobra. - Zgodził się, postanawiając tym samym wynagrodzić Sasuke ten brak zabaw w dzieciństwie.
Sasuke ucieszył się szalenie, a potem wyszedł z domu.
- Obejrzymy TV? - Zaproponował Deidara.
- Okej, tylko zrobię to zadanie, żeby mieć spokój. - Odparł Itachi.
Deidara pokiwał głową, włączając telewizor. Itachi rozwiązywał zadania matematyczne i robił inne rzeczy uznawane przez normalnych ludzi za trudne
w jakieś dwie i pół minuty. Tak było i tym razem. Uchiha przeczytał treść, westchnął, wypisał dane, przeliczył, sprawdził, elegancko napisał
odpowiedź, i już miał odsunąć zeszyt, kiedy wrodzony instynkt dobrego ninja nakazał mu jeszcze raz spojrzeć na treść. Spojrzał raz.
Potem drugi raz. Potem się skrzywił i policzył raz jeszcze. I jeszcze raz.
- Sasori. - Powiedział po chwili, odwracając się w kierunku lalkarza. - Chodź no tu, i przelicz to.-
Sasori nieśpiesznie przyczłapał do Itachiego, wziął podany mu ołówek i kartkę i spojrzał na zadanie. Zawahał się odrobinę, zanim zaczął rozwiązywać. Nie żeby miał jakieś opory co do zadań z treścią, po prostu takie zadania ktoś taki jak Itachi robiłby bez problemu w minutę  lewą ręką, z zamkniętymi oczami, stojąc na głowie i recytując "Pana Tadeusza". Więc, po jakie licho mu opinia Sasoriego. Ale cóż. Jak trzeba, to trzeba.
- No i mamy równanie kwadratowe, hm, przeliczam delte... no i masz wynik, x równa minus czternaście lub minus dwadzieściajeden. - Sasori triumfalnie
odłożył ołówek na biurko.
- Przeczytaj treść zadania. - Powiedział mu sucho Itachi.
Sasori przeczytał, ale go nie oświeciło.
- No i? - Zapytał.
- No i. Pytanie jest o ilość ludzi. Ludzie nie mogą przecież wyjść w ilości ujemnej. - Wytłumaczył mu Uchiha.
- Mogą, jak są martwi. - Lalkarz miał na wszystko wyjaśnienie.
Itachi teatralnie walnął głową w stół załamując się dosłownie nad logiką Sasoriego.
- A tobie jak wyszło? - Zainteresował się Sasori.
- Właśnie chodzi o to, że tak samo. - Odpowiedział z niezadowoleniem Itachi.
- Hmph. Dziwne. - Ocenił Sasori.
- Chcesz powiedzieć, Itachi, że taki geniusz jak ty nie umie rozwiązać zadania z treścią na poziomie piętnastolatka? - Deidara nie zamierzał przepuścić okazji, aby dociąć koledze po fachu.
Uchiha Itachi był człowiekiem o dość dużej stabilności psychicznej i gdyby go tak oceniać z zewnątrz, był normalniejszy niż większość populacji. Aczkolwiek był dość ambitny. Okej, był dość cholernie ambitny. Jak się na coś uwziął, to nie przestawał aż mu wyszło to co chciał, albo kiedy druga strona nie zabiła się dla świętego spokoju. Ponieważ równania matematyczne nie mają w zwyczaju rzucać się z mostu, ani nic takiego, Itachiemu pozostawała jedynie ta pierwsza ewentualność. Prychnął gniewnie, obrzucając Deidarę groźnym spojrzeniem, wziął zeszyt i ołówek po czym bez słowa przeniósł się do sypialni Sasuke, cicho zamykając drzwi.
- No i coś narobił? Teraz już nigdy stamtąd nie wyjdzie. - Przeraził się szczerze lalkarz.
Sasori stukał drewnianymi palcami w blat stołu. Mogłaby to być oznaka zdenerwowania, ale Sasori się nie denerwował, więc najpewniej była to oznaka
niezadowolenia.
- Ha! - Zauważył Deidara złoślwie, który był dość dobrym obserwatorem. - Bo ciebie też to gryzie, bo ty też nie lubisz przegrywać. -
- Przegrywa się tylko wtedy, kiedy czegoś chcesz najbardziej, a nie możesz tego zdobyć za żadną cenę. - Odpowiedział zimno Sasori.
- Uhum. - Deidara nadal się uśmiechał. - A więc nie obierasz tego jako osobistą porażkę? -
- Nie. - Zaprzeczył twardo Sasori.
- Uhum. - Deidara ani myślał mu uwierzyć.
Sasori patrzył na niego swoimi wiecznie pozbawionymi emocji oczyma.
- Dobra, wal się. - Oznajmił po chwili. - Rozwiążę to, a jak rozwiążę, to wrócę tu z rozwiązaniem i wsadzę ci je... w trzustkę. -
To mówiąc odwrócił się na pięcie, i biorąc kartkę papieru również wyszedł z salonu i dla odmiany, wyniósł się do pokoju, który Sasuke szumnie określał mianem "gabinetu". Deidara został sam. W przeciwieństwie do tamtej nadmiernie dążącej do ideałów dwójki, Deidara obdarzał przedmioty ścisłe mniejszą uwagą, niż zeszłoroczny śnieg. On był poważnie zainteresowany sztuką. Tiak, sztuką.

Deidara nie zajmował się tak przyziemnymi sprawami jak patrzenie na zegarek, więc nie mogł dokładnie sprawdzić ile czasu Sasori i Itachi siedzieli zamknięci w czterech ścianach. Ale musiała już dochodzić pora kolacji, bo poczuł się głodny. Zamierzał się właśnie zabrać do robienia czegoś zjadliwego (na szczęście Sasuke miał bardziej zaopatrzoną kuchnię niż Akatsuki), kiedy drzwi od sypialni się otworzyły, i wyszedł najwyraźniej zadowolony z siebie Itachi.
- Policzyłem. - Oznajmił skromnie.
- Phi, ja też. - Sasori również uśmiechnął się triumfująco, wychodząc z gabinetu. - Ile ci wyszło? -
- 5471. - Odpowiedział Uchiha.
Sasori spojrzał na niego pobłażliwie.
- Co ty, szalony? - Oburzył się lalkarz. - Przecież treść zadania dotyczy "pewnej klasy w szkole". Widziałeś klasę z 5471 uczniami? -
- A tobie ile wyszło? - Odciął się z niezadowoleniem Itachi.
- Dwadzieściapięć i pół. - Radośnie oznajmił Sasori.
- Ludzie. Nie. Mogą. Wyjść. W. Połowie. - Itachi złapał się ręką za głowę gestem i słowem ukazując, co myśli o pomysłach Sasoriego.
- Ależ oczywiście, że mogą, jakbyś mi dał te nożyczki, co o nie juz wcześniej prosiłem, to bym ci pokazał elegancko jak dokładnie jak uzyskać połowę
człowieka z całości. - Odpowiedział z niezbitą pewnością siebie Sasori.
Itachiemu nie bardzo przypadło do gustu to rozwiązanie, i miał właśnie wygłosić tyradę pod tytułem: "Czy ciebie kompletnie powaliło?", kiedy drzwi się
otworzyły i wszedł Sasuke.
- Hej. - Przywitał się młodszy Uchiha. A ponieważ nie był najlepszy w wyczuwaniu nastrojów innych, to kontynuował spokojnie dalej. - A, właśnie, Itachi,
nie wiem czy patrzyłeś już na to zadanie,które ci dałem, pewnie nie, w każdym razie, nasz nauczyciel nas złapał i powiedział, że bardzo przeprasza, ale
źle przepisał dane z książki i ono jest nie do rozwiązania. Więc nie musisz się męczyć. -
Deidara zwinął się ze śmiechu.
Itachi tymczasem się wściekł. Nie było to znów takie dziwne, skoro właśnie poświęcił pięć godzin na rozwiązywaniu nierozwiązywalnego problemu. Ale, oczywiście wściekłość u Itachiego nie przebiegała jak u większości ludzi z krzykami, fochami, i rzucaniem przedmiotami po ścianach. Nie, no gdzieżby. U Itachiego wściekłość ujawniała się jeszcze bardziej nienaturalnym, kulturalnym spokojem. Właśnie teraz Uchiha wziął głęboki oddech i powiedział cicho:
- Trzymajcie mnie, bo ja go pokroję bez nożyczek. -
- Hm, ale o co chodzi? - Zdziwił się Sasuke.
- Długa historia, ale cholernie śmieszna. - Odpowiedział Deidara, wypychając go jednocześnie do kuchni. - Chodź, opowiem ci, a przy okazji
zrobimy jakieś żarełko. -
Blondyn wiedział, że wściekłego Itachiego należało by najlepiej oddzielić od świata zewnętrznego. Ponieważ jednak z reguły nie było to możliwe, trzeba
było spróbować innego wyjścia, mianowicie: samemu oddzielić się od Uchihy.
Sasori tymczasem też się nieco zdenerwował. A nawet bardzo. Szczerze mówiąc, zbliżał się do stanu, w którym Deidara ostatni raz widział go jakieś cztery
miesiące temu. A było to tak: Deidara siedział w ich wspólnym pokoju testując prototyp nowej wybuchowej gliny. Oczywiście, jak to z prototypami bywa, cholerstwo wybuchło mu w rękach, niszcząc przy okazji krzesło (szóste w tym miesiącu) i, co gorsza, ostatnią pracę Sasoriego, kukiełkę, nad którą siedział już od tygodnia. Po krótkiej chwili zastanowienia Deidara doszedł do słusznego wniosku, że nie da rady naprawić owej kukły tak, aby Sasori nie zauważył. W takim razie jedynym wyściem było to, co zrobiłby każdy prawdomówny (i odważny) facet. Pójść i powiedzieć prawdę. Podjąwszy taką decyzję, Deidara udał się do kuchni, gdzie Sasori siedział i spokojnie spożywał bułeczkę z konfiturą truskawkową. Deidara bez niepotrzebnego wstępu usiadł obok, i w krótkim oznajmującym zdaniu przedstawił Sasoriemu jak się rzeczy mają, a mianowicie, że mu "wybuchnął kukiełkę". Sasori spojrzał na niego bez emocji, skończył swoją bułeczkę, dopił kawę i nie racząc blondyna nawet jednym słowem wyszedł z pokoju pozbierać i ponaprawiać to, co zostało z jego pracy. Pozostał w tym stanie przez najbliższe dwa tygodnie, konsekwentnie i twardo ignorując wszystko i wszystkich, którzy się do niego odzywali. Nawet Kisame, który najwyraźniej w ramach akcji "Walczymy z nudą dookoła" założył się z Itachim, że Sasori się do niego jednak odezwie, i w związku z tym chodził za lalkarzem niemal bez przerwy przez następne trzy dni i próbował zagaić konwersację o: pogodzie, następnej misji, jakiejś starej misji, obiedzie, spadkowym kursie Dolara, wpływie podstawy potęgi na monotoniczność funkcji wykładniczej, teorii względności Einsteina...
Sasori mimo tych usilnych starań tamtego, maje stycznie go olewał, pochłonięty całkowicie swoją pracą. Lalkarz zadbał jedynie, aby chodzenie za nim było możliwie najbardziej męczące i w tym celu wybierał się na przykład o czwartej nad ranem do lasu po drewno potrzebne do ukończenia kukiełki.
Po trzech dniach Kisame się poddał, przyznając, że zakład wygrał Itachi. Uchiha ucieszył się szalenie, tym bardziej, że przegrany był zobowiązany posprzątać
ich wspólny pokój. Sasori natomiast kontynuował swoje ciche dni jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu skończył pracę. Wtedy to spokojnym krokiem udał się
do salonu i jakby nigdy nic wtrącił się do rozmowy, przyprawiając siedzących w salonie Hidana i Kakuzu niemal o zawał serca (a w przypadku Kakuzu nawet
serc) ze zdziwienia. Deidarę cała sytuacja tak śmieszyła, że się prawie udusił. No ale... wakacje z kimś, kto się w ogóle nie odzywa muszą być strasznie nudne, i blondyn miał szczerą nadzieję, że tym razem Sasori odpuści.
- Koledzy, wyluzujcie. - Poprosił Deidara. - Upiekę wam po naleśniku. -

Livvy - 2009-06-28 23:27:57

O! =]
Trzustkaaaa! I matma xD uwielbiam te dwa motywy.
More-chan! Kiedy pierwsza wspólna... misja? :>
More-chan, seme-chan!

Kaelsy - 2009-06-29 02:12:24

Czytnęłam :) Jak zwykle świetne :)

Black Star - 2009-06-30 12:40:21

pierwsza wspolna... misja to jeszcze troche pozniej XD ale bedzie.

Black Star - 2009-07-03 11:30:01

rozdzial jedenasty (z tego co pamietam, dedykowany byl Patti-chan i Neko-chan)

- A z czekoladą? - Itachi najwyraźniej lekko wyluzował.
- I truskawkami. - Dołączył się do listy życzeń Sasori.
- I żeby był chrupiący. - Rozmarzył się Uchiha.
- Ale nie zbyt spalony. - Zastrzegł się Sasori.
- Ej, nie za dużo byście chcieli? - Wkurzył się Deidara.
- Etam, to nawet pomarzyć nie można? - Obruszył się Itachi.
- Nie można. - Zabronił Deidara. - Poza tym, nie mogę zrobić naleśnika z truskawkami i czekoladą, bo tu nie ma truskawek i czekolady. -
- Nie masz w domu czekoladowej polewy? - Sasori spojrzał na Sasuke z niezadowoleniem.
- Eee... no w tej chwili nie. - Zdziwił się Sasuke.
- Żałosne. - Skomentował Sasori.
- Właśnie, mały głupiutki braciszku, brakuje ci czekoladowej polewy. - Przyłączył się do wymówek Itachi.
Sasuke wzruszył ramionami.
- W takim razie, Deidara, idź na zakupy. - Wynalazł rozwiązanie Sasori.
- Ty, ty chyba chory jesteś. Nie będę ci chodził na zakupy. - Odmówił ostro Deidara.
- Będziesz. - Zdecydował Sasori. - I kup jeszcze lody. -
- O, lody. - Zainteresował się Itachi.
Deidara pomyślał, że zaraz oszaleje.
- Jakie znow lody? - Warknął z niezadowoeleniem.
- CZEKOLADOWE. - Wyjaśnił z naciskiem Uchiha.
- Truskawkowe, bucu. - Obruszył się Sasori.
- A spadaj. – Riposta Itachiego była jak zwykle niezwykle kwiecista i rozwinięta.
- E, może nie powinienem się wtrącać, ale lody akurat mam w domu. - Wtrącił się Sasuke.
- To co się nie odzywasz jak masz lody, człowieku. - Objechał go Itachi.
- Zaraz. - Sasori nie był do końca przekonany. - Jakie lody? -
- Hm... - Zastanowił się młodszy Uchiha. - Bananowe i takie z malinami. -
- Malionowe, un. - Podsunął inteligentnie Deidara.
- Nie malionowe, tylko waniliowe z malinami! - Obruszył się Sasuke.
- Mogą być. - Zdecydował Sasori.
- To jakie chcecie? - Zapytał Deidara wzdychając.
- Bananowe. - Oznajmił Sasori.
- Waniliowe z malinami. - Powiedział w tej samej chwili Itachi.
Deidara walnął głową w ścianę.
- Uważaj, skaleczysz się. - Ostrzegł go Sasori.
- Hm, a nie możecie zjeść i tych i tych? - Zapytał Sasuke, który wykazywał się dziś ogromną umiejętnością logicznego myślenia.
Itachi i Sasori skwapliwie się zgodzili i już po chwili cała czwórka pochłaniała lody.
- No, to jakie plany na dzisiejszą noc? - Zagaił Deidara.
- Eeee... spanie? - Zaproponował niezbyt entuzjastycznie Sasuke.
- Etam, nudny jesteś. - Uświadomił go Deidara.
- No przepraszam, ale niektórzy muszą jutro rano wstać i iść do szkoły. - Sasuke strzelił pięknego focha.
- No to niektorzy mają pecha, ja tam do szkoły już nie chodzę. - Pochwalił się blondyn.
- Szkoda, czasem myślę, że powinieneś, twój brak wiedzy jest przerażający. - Wtrącił się po swojemu Sasori.
- Stwierdził ten, który liczy ludzi w połówkach. - Wypomniał mu Itachi.
- Masz jakiś problem? - Obruszył się Sasori.
- TY jesteś moim problemem. - Stwierdził Itachi.
Sasori go zignorował.
- Idę się rozpakować. - Oznajmił tymczasem Deidara.
- To ja też. - Pokiwał głową Sasori. - Ah, i zamawiam kanapę. -
- To gdzie ja mam spać? - Zdenerwował się blondyn.
- Na podłodze. - Uświadomił go lalkarz.
- Chyba cię powaliło. - Odparł zimno Deidara. - Śpię na kanapie i już. -
- Nie zmieścisz się. - Poinformował go radośńie Sasori.
- A co, zamierzasz zająć całą? - Oburzył się egoizmem Sasoriego Deidara.
- Dokładnie tak. - Odparł wyraźnie zadowolony z siebie lalkarz.
- Takiś gruby? - Dociął mu Deidara.
- Przynajmniej nie wyglądam jak kobieta. - Sasori nie pozostawał mu dłużny.
- Odwal się! - Wkurzył się blondyn.
- Nie mów do mnie takim tonem. - Obraził się Sasori.
- Dobra. - Warknął Deidara. - Łaskawie się odczep, Danna. -
Kontynuując tą bezsensowną dyskusję wyszli z kuchni i skierowali się do salonu, gdzie Sasori począł się metodycznie rozpakowywać, a Deidara wywalał rzeczy gdzie popadło. Itachi i Sasuke obserwowali całe to wydarzenie z ironicznym zainteresowaniem.
- Fak, zapomniałem szamponu. - Zauważył nagle Deidara.
- Tragedia. - Skomentował złośliwie Itachi.
- Żebyś wiedział! - Zdenerwował się najwyraźniej blondyn. - No i? Co ja teraz pocznę? -
- No, sorry, ale szampon to ja jeszcze w domu mam, mogę pożyczyć. - Sasuke najwyraźniej poczuł się urażony podejrzeniem, że nie posiada w domu podstawowych środków czystości.
- Ale nie taki. - Deidara machnął ręką lekceważąco. - Ja mam taki specjalny. -
- Dla farbowanych blondynek? - Zainteresował się Itachi z właściwym sobie sarkazmem.
- Nie! Dla blondynów. - Poprawił ostro Deidara. - Taki po którym się robią świetliste akcenty. -
- CO się robi? - Zainteresował się Sasori.
- Świetliste akcenty... - Powtórzył Deidara.
- Brzmi jak nazwa pasożyta. - Skomentował zgryźliwie Sasori.
- Odezwał się ten, co nie wie jak wygląda grzebień. - Odciął się Deidara.
- Wiem, jak wygląda grzebień. - Poprawił lalkarz.
- Ale nie wiesz, jak się go używa. - Wypomniał mu blondyn.
- Wiem. - Stwierdził z naciskiem Sasori.
- Nie wiesz. - Obstawał przy swoim zdaniu Deidara.
- Wiem. - Uparł się lalkarz.
- Nie wiesz. - Powtarzał się Deidara.
- Wiem i już! - Podniósł głos Sasori.
- To udowodnij! - Rozkazał Deidara.
- Nic ci nie muszę udowadniać. A jak nie przestaniesz, to ci wbiję grzebień w oko. - Zagroził lalkarz.
- Tylko nie na dywanie. - Zastrzegł Sasuke. - Ciężko się ściera krwawe ślady z dywanu. -
Itachi westchął ciężko.
- Możemy zmienić temat na coś normalnego? -
Zapadła dłuższa chwila ciszy, ponieważ znalezienie normalnego tematu nie było wcale takie proste.
- A, właśnie, jest jedna sprawa, o którą chciałem cię spytać. - Przypomniał sobie nagle Sasuke.
- Nie powiem ci skąd się biorą dzieci. - Zastrzegł się Itachi.
- Co ty ciągle z tymi dziećmi, w ciąży jesteś? - Zapytał złośliwie Sasori.
Itachi go zignorował, jak to zwykle w takich momentach.
- Więc? - Ponaglił. - O co chciałeś spytać, Sasuke? -
- Chciałem spytać, kim właściwie jest niejaki Orochimaru i czego ode mnie chce, bo mnie ostatnio ciągle napastuje? - Spytał z wyrzutem Sasuke,  jakby to była wina Itachiego.
Itachi machnął lekceważąco ręką.
- On ma słabość do małych chłopców. - Wyjaśnił.
- ŻE CO? - Najwyraźniej ta odpowiedź nie usatysfakcjonowała Sasuke.
- Co, to. - Zniecierpliwił się Itachi. - Czy to moja wina, że mimo dość zaawansowanego wieku wciąż drzemią w nim ciągoty do małych chłopców. -
- Etam, Itachi jak zwykle przesadza. - Tym razem to Sasori machnął ręką. - Nie do wszystkich małych chłopców, tylko do małych chłopców z sharinganem. -
- Ah, tak? - Zapytał złośliwie Itachi, który nie lubił być oskarżany o przesadzanie. - To może nam łaskawie powiesz, czemu przez prawie cały czas  kiedy z nim pracowałeś przesiadywałeś w tej swojej wielkiej, brzydkiej kukle. -
- Bo byłem zamknięty w sobie! - Wyjaśnił zimno Sasori.
- Mhm, a teraz otworzyłeś się na świat. - Ironizował Itachi.
- Na pewno dzięki mnie! - Ucieszył się Deidara, który miał ambicję uszczęśliwiania ludzkości (czasem na siłę).
- Dzięki tobie, to ja czasem myślę, czy nie opuścić tego świata. - Odciął się Sasori. - A poza tym, ta "wielka, brzydka kukła" ma imię. -
- Etam, mnie to zwisa, niech się nazywa jak się jej podoba. - Itachi wzruszył ramionami.
- To jest on, on jest rodzaju męskiego. - Poprawił urażony Sasori. - Przecież widać po gębie, nie? -
- Phi, dla mnie wszystkie kukiełki są rodzaju nijakiego. - Powiedział nieopatrznie Deidara.
- ŻE CO?! - Sasori wkurzył się o tę drobinkę.
- Ja mówiłem o tych nieżywych! - Wytłumaczył się szybko Deidara, a widząc, że Sasori podnosi się z podłogi i powoli zbliża się w jego kierunku, zrobił to, co zrobiłby każdy rozsądny człowiek, to znaczy: zwiał za kanapę. - Ratunku, psychol mnie goni! -
Sasoriego niezbyt to ruszyło, więc Deidara, w szeroko pojętej obronie własnej, rzucił w niego poduszką. Pomysł najwyraźniej spodobał się Sasuke, który radośnie się uśmiechnął i krzycząc: "Wojna na poduchy!" bezceremonialnie palnął Itachiego. Cała "zabawa" trwała przez kilka następnych minut, aż w końcu zmęczeni zdecydowali się przerwać.
- Może obejrzymy Tv? - Zaproponował Sasuke, kątem oka obserwując Deidarę, który stojąc na krześle, które stało na stole, próbował ściągnąć jedną z poduszek, która dziwnym trafem wylądowała na lampie.
- A co leci? - Zainteresował się Itachi.
- Film. - Odpowiedział inteligentnie Sasuke.
- Rany, jakiś ty mądry. - Skomentował Itachi. - Poważnie pytam. -
Sasuke podał mu gazetę telewizyjną. Itachi spojrzał na tytuł, a potem pokręcił głową.
- Etam, to chała. - Powiedział. - Ja na tym byłem w kinie. To historia jakiejś babki na początku XIX wieku, która swata wszystkich ze wszystkimi,  ktoś się w niej zakochuje, ktoś udaje, ona się w kimś zakochuje, coś się dzieje, a na końcu śpią ze sobą. -
- Wszyscy naraz?! - Zainteresował się Deidara, zeskakując z gracją ze stołu.
- Nie, no tylko ta główna para. - Wyjaśnił Uchiha, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Eee, to rzeczywiście chała. - Zgodził się blondyn.
- A co ty byś chciał?! - Oburzył się Itachi.
- Ja bym dużo chciał. - Uśmiechnął się radośnie Deidara. - Właściwie, to ja chyba pójdę na spacer po mieście. -
- To idź. - Itachi najwyraźniej nie zamierzał za nim tęsknić.
- Sasori, to chodź ze mną. - Upomniał się Deidara.
- Czemu? - Spytał lalarz.
- Do nie ma dżemu! Un, no, bo samemu będę się nudzić. - Wyjaśnił blondyn rozkładając ręce.
- To masz pecha? - Zasugerował Sasori.
- Un! Bo jak będę sam, to nikt mnie nie powstrzyma przed zrobieniem czegoś głupiego. - Ostrzegł Deidara.
- Eh, dobra, niech ci będzie. - Sasori wzruszył ramionami podnosząc się z kanapy. - W sumie i tak muszę się przejść do lasu. -
- Po drewno do kukiełek? - Upewnił się blondyn.
- No, a po co innego? - Zdumiał się lalkarz. - Przecież nie po to, żeby o świcie podglądać jelenie. -
- Ja tam w twoje preferencje nie ingeruje. - Teraz to Deidara wzruszył ramionami.
Sasoriemu najwyraźniej nie spodobała się ta odpowiedź, bo dość brutalnie wyciągnął Deidarę z pokoju.
- Idziemy. - Oznajmił ostro.
- Bye. - Pomachał im Itachi,
- Do zobaczenia, tylko nie zróbcie niczego głupiego, bo jak ktoś przez was zginie... To będzie dopiero cyrk. - Powiedział na pożegnanie Sasuke.
- Masz co nieco makabryczne poczucie humoru. - Skomentował Sasori.
- Ej, ja was tylko ostrzegam. - Sasuke wzruszył ramionami.
- Słyszysz, Deidara? - Sasori spojrzał na blondyna. - Czuj się ostrzeżony. -

Kiedy Deidara i Sasori wreszcie wrócili do domu Sasuke, było akurat trochę po drugiej w nocy. Oczywiście, dobre wychowanie i zwykła ludzka przyzwoitość nakazywałaby zachowywać się cicho i dyskretnie, ale dla tej dwójki coś takiego nie wchodziło w rachubę. Deidara był głośny z natury, i zgodnie z regułą: "Lubię siebie takim, jakim jestem", w ogóle się tym nie przejmował, natomiast Sasori wychodził z zasady, że skoro on nie śpi, to inni też nie muszą. Oczywiście, kiedy czwarty raz trzasnęli drzwiami i trzeci raz coś przypadkiem upuścili, z pokoju Sasuke wynurzył się bardzo niezadowolony Itachi.
- Czy wy jesteście świadomi, która jest godzina? - Warknął Uchiha, głosem który mógł oznaczać tylko jedno: "jedynie późna pora powstrzymuje mnie przed zabiciem was".
- Jakaś późna? - Zasugerował inteligentnie Deidara po czym zachichotał radośnie.
- Rany, Itachi, wyglądasz na zmęczonego, może powinieneś się przespać? - Zasugerował z właściwą sobie złośliwością Sasori.
Uchiha, nieźle wkurzony, rzucił w niego poduszką.
- O, dzięki. - Ucieszył się Sasori.
- Won z mojego domu! - Wykrzyknął szeptem Itachi. Tak, Itachi potrafi nawet krzyczeć szeptem.
- Ale to nie jest twój dom, tylko twojego brata. - Przypomniał mu Sasori. - Ty straciłeś prawo do nieruchomości, kiedy zabiłeś rodziców. -
- Naprawdę jest taka zasada? - Zainteresował się Uchiha.
- Nie wiem, nie znam się na tych wszystkich kodeksach prawa. - Lalkarz wzruzył ramionami.
- Ja też się nie znam na prawie. - Pochwalił się Deidara. - Dawno odkryłem, że większość rzeczy można załatwić szybciej i lepiej bezprawnie. -
- Moglibyście iść spać? - Zaproponował Itachi. - Chciałbym przespać się w ciszy. -
- No przecież właśnie zmierzamy do łóżka. - Sasori wzruszył ramionami.
- Mogę sobie jeszcze zrobić herbatki? - Zapytał prosząco Deidara.
- Tylko cicho. - Zgodził się Uchiha, odwracając się i wracając do pokoju.
- Dobra, dobra. - Deidara machnął ręką, wchodząc do kuchni.
Sasori podążył za nim, pilnując, żeby Deidara znów nie hałasował zbytnio. Niestety, ponieważ żaden nie wpadł na pomysł, żeby zapalić światło, już po chwili się zderzyli.
- Un, uważaj, nie popychaj mnie, przez ciebie mi się herbata rozsypała. - Ofuknął Sasoriego Deidara.
- Hę? - Zdziwił się Sasori. - Picie się nie rozsypuje. -
- A orenżada w proszku? - Nie poddawał się blondyn.
- W proszku to ty masz mózg. - Zdecydował Sasori.
- A ty w ogóle nie masz. - Odciął się Deidara. - Nie masz mózgu, ani trzustki. Idź, wyjdź. -
Sasoriego zatkało.

Rosa - 2009-08-21 19:16:00

To jest świetne xD uśmiałam się jak nigdy ;] Czekam na następne rozdziały

Naturelle - 2009-08-21 19:27:47

Jedenasty jest super :) Czekam na więcej.

Black Star - 2009-08-22 12:33:57

dziękuję za miłe słowa :)

w takim razie, specjalnie dla Was - rozdział dwunasty

Była ósma rano, kiedy Sasuke z trudem podniósł się z łóżka i udał się do kuchni. Postanowił zachować się jak porządny gospodarz i przygotować gościom coś na obiad. Oczywiście, nie wszystko poszło tak, jak pójść miało. Zanim zaczął nawet szykować jedzenie, w kuchni pojawili się Sasori i Deidara.
- Hej. - Przywitał ich Sasuke.
- Siemanko. - Odparł Deidara.
- Hmph. - Oznajmił Sasori.
- On mówi cześć. - Wyjaśnił Deidara. - A gdzie jest Itachi? Zabiłeś go? -
- Nie. Jeszcze śpi. - Wyjaśnił Sasuke.
- A co, nie wyspał się w nocy? - Zapytał ironicznie Sasori.
- O dziwo, nie. - Sasuke spojrzał na niego z wyrzutem.
- Szokujące. - Skomentował Deidara. - A co ty robisz? -
- Przepraszam, czy ja muszę ci się spowiadać? - Sasuke, jako że nie miał rodziców, nie był przyzwyczajony do ludzi wypytujących go o jego plany.
- Wybacz, że chciałem nawiązać miłą konwersacje.  - Obraził się po swojemu Deidara.
- Em... sorry? - Poczuł się do winy Sasuke. - A, właśnie. Czy któreś z was umie gotować? -
- Jasne. - Sasori wzruszył ramionami, jakby gotowanie było równie proste, jak otwieranie drzwi.
Deidara szarpnął go znacząco za rękaw.
- Emm, Danna, on pewnie ma na myśli coś, co nie jest trujące. - Wyjaśnił cicho.
- A... - Zrozumiał Sasori. - W takim razie nie umiem. -
Sasuke westchnął ciężko, i przeniósł pytające spojrzenie na Deidarę.
- Na mnie nawet nie patrz. - Zastrzegł się blondyn. - Nawet tosty mi nie wychodzą. -
- A o co właściwie chodzi? - Zaciekawił się Sasori.
- Chciałem ugotować jakiś lunch. - Wyjaśnił Sasuke niepewnie.
- A co zwykle gotujesz? - Spróbował pomóc Deidara.
- Zwykle nie gotuje. - Oparł Uchiha.
- Nie jesz? - Zdziwił się blondyn.
- Jem. - Sasuke spojrzał na niego tępo. - Idę na ramen, albo zamawiam pizzę... a jak akurat nie mam kasy, to wpycham się do Sakury i proszę o obiad. -
- To nieładnie wykorzystywać dziewczyny. - Zaznaczył Sasori, który najwyraźniej poczuł się zobowiązany do wpojenia Sasuke paru zasad dobrego wychowania.
- Bardzo ładnie. - Popsuł całe kazanie Deidara. - A jak przyjemnie... -
- Ja mówię o innym wykorzystywaniu. - Zauważył lalkarz zimno.
- Nie chcę tego słuchać. - Zastrzegł się Sasuke, którego myśl o wykorzystywaniu Sakury przeraziła bardziej, niż cokolwiek innego w życiu.
- Dobra, to co robimy na ten lunch? - Zmienił temat Deidara.
- A nie masz jakiejś takiej zupy w proszku, wiesz, co tylko zalać wrzątkiem i jest? - Podsunął Sasori.
- Spróbuję poszukać. - Sasuke uznał to za dobry pomysł. - A ty sprawdź, czy nie ma tam jakiegoś garnka w szafce. -
*** (pięć minut nurkowania w szafkach później)
- Nie ma zupy. - Oznajmił ponuro Sasuke.
- Garnka też nie ma. - Dodał Sasori, wynurzając się z szafki. - Ale jest takie coś. -
- O, patelnia. - Ucieszył się Deidara. - To możemy zrobić frytki. Masz? -
- Mam. - Odpowiedział zgodnie z prawdą Sasuke.
- Deidara. Czy ty wiesz, jak się robi frytki? - Sasori dość sceptycznie podchodził do tego pomysłu.
- Nie. - Odparł szczerze Deidara. - Ale widziałem, jak Itachi robił parę dni temu, i wyglądało, że to nic trudnego. -
- No nie wiem. - Sasori nie był przekonany. - Itachi potrafi w pamięci wyliczyć podatek VAT i też mówi, że to nic trudnego. -
- Więc spróbujemy? - Zapytał Sasuke.
- Z tyłu opakowania powinna być instrukcja. - Zauważył całkiem rozsądnie Deidara.
Sasori wziął paczkę frytek i przyglądał jej się uważnie.
- Okej... wylać olej na patelnię. - Odczytał.
- Załatwione. - Sasuke wylał olej i włączył gaz.
Sasori ponownie zagłębił się w instrukcji postępowania. Po chwili pokręcił z niezadowoleniem głową.
- Hn, niedobrze. - Powiedział. - Najpierw powinniśmy rozgrzać olej tylko trochę, potem wysypać frytki, a dopiero potem rozgrzać do końca. -
- Dobra, trudno, spróbujemy jeszcze raz. - Sasuke wzruszył ramionami.
- A co zrobimy z tym? - Zapytał Deidara pokazując na gorący olej na patelni.
- Schłodzimy. - Wyjaśnił Sasori wzruszając ramionami. - Potem wylejemy, i zaczniemy od nowa. -
- Okej. - Deidara odrobinę zbyt dosłownie potraktował ową radę, bo nie zastanawiając się ani chwili dłużej, wziął rozgrzaną patelnię i bezceremonialnie odkręcając kran, wsadził ją pod zimną wodę.
- Kryć się! - Krzyknął w sekundę później, kiedy gorący olej w połączeniu z lodowatą wodą rozpryskiwał się niebezpiecznie na wszystkie strony świata.
Sasuke i Sasori potraktowali ostrzeżenie bardzo poważnie, kryjąc się za przewróconym stołem, zupełnie jakby spodziewali się co najmniej wybuchu bomby  atomowej. Deidara dołączył do nich sekundę potem, używając ścierki jako tarczy.
- Chyba nie powinno się tego robić tak gwałtownie. - Zauważył z właściwym sobie spokojem Sasori.
- Kur**, ja pier****. - Posumował zwięźle i celnie całe to zdarzenie Deidara.
Sasori westchnął.
- Człowieku, zachowaj się choć raz jak porządny kryminalista, i trzymaj klasę, a nie klnij jak byle buc. - Poradził blondynowi.
W tej samej chwili do kuchni zwabiony różnego rodzaju okrzykami wszedł Itachi.
- Co się tu kurde dzieje?! - Zapytał rozglądając się z niedowierzaniem po polu bitwy.
- Padnij! - Ostrzegł go Sasuke, wychylając głowę zza stołu.
- CO proszę? - Itachiego nieco zatkało.
- Niniejszym informuję, że zostaliśmy zaatakowani przez wrogą nację frytek. - Wyjaśnił Deidara ze swojego bezpiecznego ukrycia.
- Czy wy jesteście chorzy? - Itachi przez dłuższą chwilę był skłonny uwierzyć w opcję, że tak naprawdę to jeszcze śpi, a to jest jego powalony sen.
Ale nie. Skądże znów, tu takie rzeczy dzieją się na jawie. - Sasori, weźże zastaw ten gaz, przecież ty nawet nie możesz się oparzyć! -
Sasori spojrzał na niego ze stoickim spokojem, ale podniósł się i zastawił gaz.
- Zadowolony? - Zapytał.
- Szalenie. - Odpowiedział zimno Itachi - Można wiedzieć, czemu nie zrobiłeś tego wcześniej? -
Sasori wzruszył ramionami.
- Bo tak było śmieszniej. - Wyjaśnił.
Teraz Itachi był już niemal pewien, że albo śpi, albo zwariował. Z drugiej strony, jedną z ulubionych rozrywek Sasoriego było wyskakiwanie z wielkiej, brzydkiej kukły (która podobno miała imię, ale Itachi nie zamierzał zajmować sobie umysłu takimi głupotami) i robienie "buuuu" zwykłym, nieświadomym ludziom, więc pewnie jego poczucie humoru nie było do końca normalne.
- Ktoś może mi wyjaśnić, co tu się właściwie stało? - Spytał po chwili.
Deidara wyjaśnił.
- Zaraz. - Powiedział Itachi, po wysłuchaniu dramatycznej historii poranka. - Chcecie mi powiedzieć, że trójka w miarę dorosłych i  rozsądnych osób nie potrafi usmażyć sobie frytek? -
Cała trójka pokiwała ochoczo głowami.
- Żałosne. - Podsumował Itachi.
- Ej! - Oburzył się tym komentarzem Sasori. - Ja nie jestem człowiekiem, nie muszę jeść, logiczny wniosek: nie muszę wiedzieć, jak się robi frytki. -
Trudno było się nie zgodzić z takim wyjaśnieniem.
- Okej, niech ci będzie, jesteś usprawiedliwiony. - Westchnął Itachi. - A wy? -
- Ja jestem jeszcze młody. - Wytłumaczył się Sasuke, ze złośliwym uśmiechem na twarzy. - Poza tym, to nie moja wina, że nie mam mamy, żeby nauczyła mnie  jak się robi obiad! -
- To był akurat argument poniżej pasa. - Poskarżył się Itachi.
- Ale jestem usprawiedliwiony? - Zapytał Sasuke.
- Niech będzie. - Zgodził się starszy, przenosząc niezadowolone spojrzenie na Deidarę. - A ty? -
- Jaaa? - Zastanowił się Deidara. - Ja jestem blondynem. -
- Trudno się z tym nie zgodzić. - Zgodził się Sasori.
Przez chwilę panowała cisza.
- Itachiiii. - Jęknął Deidara. - A mógłbyś nam usmażyć frytki? -
- Chyba muszę, jeśli nie chcę, żebyście się niechcący pozabijali, nie? - Westchnął po raz kolejny tego ranka Itachi.
- Kuchnia wymaga gruntowego remontu. - Stwierdził tymczasem Sasori, przyglądając się ścianom.
- Tak, em, sorry. - Powiedział Deidara do Sasuke tym samym tonem, jakim mówił często: "I, eee, szefie, wybuchnąłem stół w salonie".
- Nie szkodzi. - Sasuke machnął ręką. - I tak przerażała mnie ta błękitna tapeta w różowe kwiatki. -
- Wybór ojca. - Wytłumaczył Itachi.
- Pomożecie mi troszkę wyremontować? - Poprosił Sasuke.
- Ano. - Zgodził się Sasori wzruszając ramionami. - Skocz do sklepu, kup farbę, to raz, dwa, pomalujemy. -
- Okej. - Pokiwał głową Sasuke, wychodząc z kuchni.
- Hm. - Zastanowił się Itachi. - Chyba przydałoby się zerwać tapety, a raczej to, co z nich zostało, przed malowaniem. -
- Okej. - Przytaknął Sasori. - Ja wyniosę meble, a wy zaczynajcie. -
- Taaak jest! - Odkrzyknął ochoczo Deidara, który najwyraźniej widział w "zerwać tapety" synonim "rozwalić wszystko w koło". Jak pomyślał, tak zrobił, szarpiąc za tapetę. Można by powiedzieć, że mu się nawet udało, pomijając fakt, że razem z tapetą oderwał lampę, i że z sufitu zwisały teraz groźnie wyglądające kable.
- O. - Skomentował Sasori przyglądając się uważnie.
- No, ciekawe jak się z tego wytłumaczysz. - Powiedział groźnie Itachi.
Deidara wzruszył ramionami.
- Nie doceniasz mojej pomysłowości. - Wyjaśnił. - Zrywaj tapetę, nie gadaj. -
Parę minut później do domu wrócił Sasuke, niosąc opakowanie NIE-różowej farby.
- Co się tu dzieje? - Zapytał, mając na myśli najpewniej wygląd sufitu, choć mogło mu chodzić również o fakt, że Deidara owinął się zerwaną tapetą i udawał mumię, a Sasori bronił się przed atakami łyżką do zupy i okrzykami "Zgiń, przepadnij, maro nieczysta".
Deidara przerwał natarcie i spojrzał ze zdziwieniem na młodszego Uchihę.
- O, Sasuke. Siemanko. - Powitał go. - Nie wiesz, jakie masz szczęście. -
- Tak? - Zapytał podejrzliwie Sasuke.
- Tak. - Potwierdził Deidara. - Przy okazji zrywania tapet, zauważyliśmy, że masz rozwaloną całą instalację elektryczną. Teraz możemy ją też naprawić. -
- Hm... - Sasuke dość sceptycznie podchodził do tego pomysłu. - A wy umiecie naprawiać instalację elektryczną? -
- Tak praktycznie to nie... - Odpowiedział szczerze Deidara. - Ale, Sasori może dotykać rzeczy pod napięciem bez obaw, a Itachi zawsze się chwalił szóstką z fizyki w liceum, więc powinniśmy sobie poradzić. -
- Naprawdę miałeś szóstkę? - Zaciekawił się Sasuke.
- Oczywiście. - Potwierdził Itachi.
- O, to fajnie, możesz mi robić zadania domowe... - Zaczął Sasuke, ale przerwał na widok miny Itachiego.
- Tak, tak. - Wtrącił Deidara. - To może my pójdziemy na spacer, a wy naprawcie światło. -
To mówiąc wyciągnął Sasuke z kuchni i z właściwą sobie subtelnością wypchnął go do przedpokoju.
- Zaraz! - Zatrzymał ich Itachi. - Sasuke, masz książkę z fizyki? -
- Tak, jest u mnie na półce. - Odpowiedział młodszy wychodząc.
- Chcesz naprawić instalację elektryczną za pomocą podręcznika z fizyki? - Zapytał z powątpiewaniem Sasori.
- Etam, nie doceniasz moich możliwości. - Wzruszył ramionami Itachi.


^_^

a, i informuję, że od pewnego czasu, opko jest też dostępne na f-un.deviantart.com

Rosa - 2009-08-22 12:58:17

- A, właśnie. Czy któreś z was umie gotować? -
- Jasne. - Sasori wzruszył ramionami, jakby gotowanie było równie proste, jak otwieranie drzwi.
Deidara szarpnął go znacząco za rękaw.
- Emm, Danna, on pewnie ma na myśli coś, co nie jest trujące. - Wyjaśnił cicho.
- A... - Zrozumiał Sasori. - W takim razie nie umiem. -



rozwaliło mnie to xD Czekam na następne rozdziały ;]

Black Star - 2009-09-10 13:06:19

w takim razie prosze:

część trzynasta

Kuchnia Sasuke wyglądała jak teren po bitwie. Itachi i Sasori majstrowali przy wiszących z sufitu kablach.
- Tnij czerwony. - Rozkazał Itachi. - ... Nie. Tnij niebieski. -
- Czy my aby rozbrajamy bombę? - Zdziwił się Sasori.
- Ano, to jedyny schemat jaki znalazłem w tej głupiej książce. - Wyjaśnił z rozbrajającą szczerością Uchiha.
- I sądzisz, że to zadziała? - Sasori podszedł do pomysłu sceptycznie.
- Nie takie rzeczy się w życiu robiło. - Wzruszył ramionami Itachi.
Sasori westchnął ciężko.
- Słuchaj, stary, ja wiem, że ty jesteś inteligentnym człowiekiem, ale pozwól, że ci jedno wyjaśnię: instalacja elektryczna w przeciętnym domu i budowa bomby termojądrowej odrobinkę się różnią. - Powiedział.
Itachi spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Tak myślisz? - Upewnił się.
- Tak podejrzewam. - Przytaknął Sasori.
- Aha! - Uchiha oskarżycielsko wymierzył w niego palec. - Czyli nie masz pewności. -
To mówiąc Itachi powrócił do majstrowania przy kablach.
- Chcesz nas wszystkich wysadzić? - Przeraził się Sasori.
- Nie, to robota Deidary. - Odparł Uchiha.
- Dobra, to co mam z tym zrobić? - Westchnął po raz drugi Sasori, machając jednym ze zwisających kabli.
- Po pierwsze, nie wymachuj mi tym przed twarzą. - Zaznaczył Itachi. - Po drugie: skąd do cholery mam wiedzieć, czy ja ci wyglądam na elektryka? -
- Ja to chyba wytnę, nie wygląda na potrzebne. - Zdecydował Sasori.
- Łeb sobie wytnij. - Doradził mu Uchiha. - Nie wygląda na potrzebny.
Sasori zamachnął się na niego kablem.
- Zjeżdżaj z tym przewodem, głupolu! - Itachi wykonał popisowy unik.
- Uważaj, bo spadniesz ze stołu. - Ostrzegł go złośliwie Sasori.
*** (parę godzin pracy później)
- Wróciiiiiliśmy! - Ogłosił Deidara radośnie, wchodząc do pokoju.
Sasuke wsunął się za nim, z niezadowoloną miną.
- Jak wam poszła naprawa? - Zapytał.
- Doskonale. - Pochwalił się nieskromnie Sasori. - Sam spróbuj. -
Sasuke zawahał się wyraźnie.
- A nie wybuchnie ani nic takiego? - Upewnił się.
- Chyba nie... - Odpowiedział niezbyt pewnie Itachi.
Młodszy Uchiha podjął jednakże męską decyzję i spróbował włączyć światło. Ku zdumieniu zebranych, światło zadziałało.
- Wow. Jestem chyba geniuszem. - Ucieszył się Sasori.
- Poprawka, ja jestem. - Poprawił Itachi. - Ty mi tylko przeszkadzałeś. -
- Ej! - Przerwał im Deidara. - A wiecie, że w sypialni nie ma światła? -
- O. - Zdziwił się Sasori.
- To mógł być ten kabel, który uznałeś za niepotrzebny. - Zauważył zimno Itachi.
- No i nie był potrzebny, po co komu światło w sypialni, przecież śpi się w ciemności. - Sasori popukał się znacząco w czoło.
- Nie martw się, Sasuke, jutro to wszystko naprawimy. - Obiecał Itachi.
- Po moim trupie! - Zastrzegł szybko Sasuke, który nie miał najlepszych przeczuć na temat dalszych napraw.
- Da się załatwić. - Zapewnił go Deidara.
Sasuke spojrzał na niego z niezadowoleniem.
- No, co? - Obraził się Deidara. - Chciałem tylko pomóc. -
Teraz Sasuke musiał westchnąć.
- A mogę wam coś szczerze powiedzieć? - Zaczął.
- Wal. - Sasori był gotów przyjąć najgorszą prawdę.
- No czy ja wiem... - Zastanowił się Deidara. - Jak ostatnio do mnie dziewczyna zaczęła z takim tekstem, to nie skończyło się dobrze. -
- Żeby to było jasne. - Sasuke spojrzał na niego ze zdziwieniem. - Ja NIE jestem twoją dziewczyną. -
- Jestem tego świadom. - Pochwalił się Deidara.
- I całe szczęście. - Itachi odetchnął z ulgą.
- W każdym razie... - Zaczął jeszcze raz Sasuke. - Jesteście trochę dziwni... Chodzi o to, że nie jesteście całkiem normalni. -
- Nie. - Potwierdził z uśmiechem Sasori.
- I zastanawiam się, czy to tylko ja tak myślę, czy wy też mieliście o sobie dziwne zdanie, jak się pierwszy raz spotkaliście. - Kontynuował młodszy Uchiha.
- Ah! To doskonały moment na flaszbak. - Zauważył z ironią Deidara.
- Przymknij się, dobrze? Nie jesteśmy w jakimś chorym filmie. - Sasori najwyraźniej nie przepadał za wspominaniem starych, dobrych czasów.
- Hm... właściwie to, jeśli dobrze pamiętam, ja nie uważałem was za normalnych, jak się poznaliśmy. - Przyznał się szczerze Itachi.
- A teraz uważasz? - Zmartwił się najwyraźniej Sasori.
- Milcz, dobrze? - Zdenerwował się Itachi. - Chcecie wiedzieć co o was myślałem? -
- Nie wiem... - Deidara miał jakieś złe przeczucia.
- Mów, będzie ciekawie. - Wmieszał się Sasuke.
Itachi pokiwał głową.
- Jak poznałem Deidarę, to zastanawiałem się, czy jest dziewczyną, a jeśli tak, to czy jest wolna. - Zaczął.
- ŻE CO?! - Deidara spadł z fotela.
- Ale potem okazało się, że nie. - Dokończył Uchiha.
- Że nie jest dziewczyną, czy że nie jest wolna? - Zainteresował się Sasuke.
- Że jest facetem, więc drugie pytanie przestało być adekwatne. - Wyjaśnił Itachi.
- A jednak, wolałbym tego nie wiedzieć. - Przeczucia Deidary okazały się prawdziwe.
- Nieważne. Co ze mną? - Dopytał się Sasori.
- Właściwie, to ucieszyłem się, że jesteś ode mnie parę lat starszy, a mimo to niższy. - Itachi uśmiechnął się złośliwie.
- JAK ŚMIEŚZ?! - Sasori miał ochotę czymś w niego rzucić.
- Hehe, boli co? - Zaśmiał się Deidara.
- Milcz, kobieto. - Ściął go Sasori.
Itachi postanowił przerwać bezsensowną dyskusję.
- Dobra, a co wy myśleliście? - Zapytał. - Sasori? -
- Jak poznałem Deidarę, to myślałem... - Rozpoczął Sasori.
- Jak teraz powiesz: "że jest kobietą" to cię zamorduje. - Ostrzegł Deidara.
Sasori spojrzał na niego zimno.
- Nie. - Odpowiedział. - Zastanawiałem się tylko, ile masz lat, i czy nas nie będą ścigać za demoralizowanie nieletnich. -
- Hę? - Zdumiał się blondyn. - Przecież jestem niewiele młodszy od Itachiego?! -
- Ale Itachi był od zawsze dostatecznie zdemoralizowany. - Wyjaśnił prosto Sasori.
- Dzięki. - Odparł ironicznie Uchiha.
- Zawsze do usług. - Sasori uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony z siebie.
- A co myślałeś o mnie? - Zapytał Itachi.
- Hm... - Sasori milczał przez parę minut.
- No, gadaj! - Ponaglił go Uchiha.
- Kiedy nie mam co. - Lalkarz wzruszył ramionami. - Nie wywarłeś na mnie żadnych wielkich wrażeń. Przez większość czasu się nawet nie odzywałeś. -
- A ty to niby taki rozmowny. - Odciął się zgryźliwie Itachi.
Sasori wzruszył ramionami.
- Deidara, twoja kolej. - Rozkazał.
- Muszę? - Zapytał niechętnie blondyn.
- Tak. - Zadecydował Uchiha. - Gadaj. -
- No, gadaj. - Poparł go lalkarz niecierpliwym tonem.  - Co o mnie myślałeś? -
- Hm. - Zastanowił się poważnie Deidara. - Jak pierwszy raz cię zobaczyłem, to siedziałeś w tej wielkiej, brzydkiej kukle i byłeś wredny, więc pomyślałem, że mam poważnego pecha, trafić na kogoś o paskudnym charakterze i wyglądzie zmutowanej jaszczurki... -
- Co... takiego? - Zapytał Sasori grobowym tonem.
- Eee! - Deidara zasłonił się rękami w obronnym geście. - Czekaj, nie skończyłem. Ale potem wyszedłeś z tej wielkiej, brzydkiej kukły i (prawie dostałem zawału) ale w każdym razie, okazało się, że jednak nie jesteś jaszczurką. -
- Szokujące. - Skomentował jak zwykle złośliwie Itachi.
- No i tak mnie ten fakt ucieszył, że prawie cię uściskałem z radości, ale jednak tego nie zrobiłem, bo przypomniałem sobie, że po pierwsze nie znamy się jeszcze tak dobrze, a po drugie pewnie byś mnie zabił. - Dokończył historię Deidara.
- No popatrz jakiś ty czasem przewidujący. - Pochwalił go ironicznie Sasori.
- I wtedy też zrozumiałem, że w kwestii twojego paskudnego charakteru miałem rację. - Dodał zimno blondyn.
- Nie zaprzeczę. - Zgodził się Itachi.
Deidara łypnął na niego spode łba.
- A jak poznałem Itachiego... to myślałem, że jest strasznym durniem! - Burknął.
- Hę? - Zdziwił się Sasuke.
- Deidara przegrał kiedyś walkę z Itachim, w ten sposób trafił do Akatsuki i od tej pory ma kompleks. - Wyjaśnił teatralnym szeptem Sasori.
- Nie mam żadnego kompleksu. - Obraził się blondyn. - Po prostu go nie lubiłem, ot co. Dopiero potem się dogadaliśmy. -
- Tak po prostu? - Zainteresował się młodszy Uchiha.
- A gdzie tam. - Wtrącił się znów Sasori.  - To była wielka przeprawa, zanim udało nam się nawiązać cywilizowane stosunki. Sam szef musiał interweniować. -
- Oj, tak. - Deidara uśmiechnął się do swoich wspomnień. - Ale przyznajcie, było zabawnie. -
- Może dla ciebie. - Burknął Itachi.
- Ale co właściwie się stało? - Dopytywał się Sasuke.
- Chcesz posłuchać? - Upewnił się Itachi. - No dobrze, w sumie co tam. Mogę opowiedzieć. -

Rosa - 2009-09-10 17:58:04

Ja chcę posłuchać xD Czekam na opowieść Itachiego :]

Black Star - 2009-10-31 02:57:33

A więc proszę - specjalnie dla Ciebie, oto opowieść Itachiego (rzecz jasna w formie retrospekcji).

część czternasta

(FLASZBAK TIME!)
(czas akcji: niedługo po dołączeniu Deidary do Akatsuki, osoby występujące: Deidara, Itachi, Kisame, Sasori, lider, miejsce akcji: kwatera Akatsuki, potem przydrożny pub)

- No? - Kisame podniósł głowę znad gazety telewizyjnej i spojrzał pytająco na siedzącego nieopodal Sasoriego. - To jak ci się układa z nowym? -
- Zignoruję to pytanie. - Rudzielec nie odrywał wzroku od telewizora.
- Aż tak źle? - Zainteresował się Itachi.
- On ciągle narzeka! - Zdenerwował się Sasori. - I ciągle opowiada co to on nie zrobi, i że zaraz się stąd wyniesie, i że wszystkich nas wysadzi, a szczególnie Itachiego. To ja do niego grzecznie, delikatnie, pytam: "tak, to przypomnij, kiedy dokładnie postradałeś rozum?", a on trzaska drzwiami i burczy pod nosem jakieś niecenzuralne epitety. -
- Rzeczywiście niedobrze. - Zgodził się Kisame.
- Wkrótce go zabiję. - Oznajmił sucho Sasori.
W tej samej chwili do pokoju majestatycznym krokiem wsunął się Hidan.
- Itachi, szef cię chce. - Poinformował Uchihę.
- Nie on jeden, będzie musiał ustawić się w kolejce. - Brunet wzruszył ramionami z właściwą sobie skromnością w głosie.
- W sensie, że on chce cię widzieć. Teraz, to chyba coś ważnego. - Poprawił się Hidan.
Itachi westchnął ze zniecierpliwieniem, ale podniósł się z kanapy i powędrował w kierunku gabinetu lidera.
- Chciał mnie pan widzieć? - Zapytał wchodząc.
- Tak, tak, siadaj. - Pein spojrzał na niego zza stosu papierów.
- Plany podboju świata? - Zagaił Uchiha, siadając w fotelu.
- Rachunki. - Poprawił ponuro lider. - Nieważne. Słuchaj, jest sprawa. Co sądzicie o nowym partnerze Sasoriego? -
- Jest dziwaczny. - Odparł zgodnie z własnym osądem Itachi. - Nie dożyje do czwartku. -
- Obawiałem się że tak odpowiesz. - Pein podrapał się z zastanowieniem po głowie. - Powiem wprost, Uchiha. Nie zamierzam na siłę wyszukiwać nowego członka. Ten dzieciak jest nam potrzebny i on tu zostaje. Więc macie się z nim jakoś dogadać. -
- Może powinien pan załatwiać takie sprawy z Sasorim? - Westchnął boleśnie Itachi.
- Wydajesz mi się rozsądniejszy w tych sprawach. - Rzucił wątpliwym komplementem lider.
- Ale to Sasori ma być partnerem tego dzieciaka. - Próbował się jakoś wykręcić z całej tej sprawy Uchiha.
- Ale Sasori jest nie... nie... - Liderowi zabrakło słowa.
- Nienormalny? - Podsunął Itachi.
- Nieprzystosowany społecznie. - Wyjaśnił Pein. - Zresztą, nieważne. Z tobą rozmawiam, więc ty masz się tym zająć. DOGADAJCIE SIĘ Z NIM. -
- Ale... - Brunet pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Potraktuj to jako polecenie służbowe. - Doradził złośliwie szef. - Zabierzcie go na piwo, czy coś. Przecież to też człowiek. -
- Czy to wszystko? - Mruknął Uchiha wstając.
- Tak, do widzenia. - Pein ponownie zanurkował w stosie papierów.
Itachi z niezadowoloną miną opuścił gabinet i wrócił do salonu, gdzie Kisame i Sasori wykłócali się o władzę nad pilotem.
- Jest problem. - Oznajmił brunet wchodząc.
- Zwolnił cię? - Zachichotał Sasori.
- Chciałbyś. - Itachi nie zaszczycił go nawet jednym spojrzeniem. - Szefowi nie podoba się to w jaki sposób traktujemy Deidarę. -
- A co on ma do tego? - Zdziwił się Kisame. - Związki zawodowe się czepiają? -
- Powiedział, że nie zamierza wyszukiwać nowego członka organizacji gdyby coś nie poszło. - Wyjaśnił Itachi. - I że mamy się jakoś z nowym dogadać. -
- Ale jak? - Zapytał Sasori bez specjalnego zainteresowania.
- Mamy go zabrać na jakieś piwo, czy coś. Szef płaci. - Itachi wzruszył ramionami. - Więc idziemy dzisiaj wieczorem. -
- Ale ja nie chcę. - Poinformował go Sasori.
- Nic mnie nie obchodzi czy chcesz, ja nie pytam cię o zdanie! Rób co mówię. - Zdenerwował się Uchiha.
- Tak mówisz do swoich dziewczyn? - Spytał złośliwie lalkarz.
Itachi przywalił mu gazetą telewizyjną w głowę.
- Bez bzdurnych komentarzy. - Uciął zimno. - Ty lepiej zastanów się, jak sprawić, żeby on poszedł z nami. -
- Nie ma problemu. - Sasori wzruszył ramionami. - Już ja go przyprowadzę. -
- Tylko żywego. - Zastrzegł szybko Kisame.
- No, dobra. - Łaskawie, choć z niezadowoloną miną, zgodził się lalkarz.
***
- Ej, dzieciaku. - Zagaił Sasori.
- Sam jesteś dzieciak. - Odburknął pod nosem Deidara.
- Mówiłeś coś? - Zainteresował się natychmiast lalkarz, rzucając mu podejrzliwe spojrzenie.
- ... Nie. - Wybrał bezpieczniejszą odpowiedź blondyn.
- Tak myślałem. - Podsumował Sasori. - Nieważne, zresztą, dziś wieczorem idziemy na piwo. -
- Jakie znowu piwo? - Zdziwił się Deidara. - Nie chcę i mam inne plany. -
- Ale ja ci nie składam żadnych propozycji. - Zaznaczył sucho lalkarz. - To był komunikat o charakterze informacyjnym. Idziesz, i nie ma dyskusji. Możesz jedynie zadecydować, czy chcesz tam dotrzeć w jednym, czy może w wielu kawałkach. -
- Tutaj są wszyscy chorzy... - Mruknął do siebie Deidara. - Nie wiem, co ja tu robię. -
- Mówiłeś coś? - Zapytał tym samym co poprzednio tonem Sasori.
- Mówiłem. - Burknął blondyn. - Mówiłem, że dobrze, pójdę na to piwo. -
- Świetnie, tak właśnie myślałem. - Podsumował Sasori, choć wcale nie brzmiał szczególnie radośnie. - Wychodzimy o siódmej. Nie spóźnij się. -
- Super. - Stwierdził zgryźliwie Deidara. Nie ma to jak piątkowy wieczór w towarzystwie szaleńców, którzy nawet nie udają, że są mili. Tajna organizacja chcąca przejąć władzę nad światem, a jej członków łączy chyba tylko to, że wszyscy są kretynami. W co on się w ogóle wpakował?
***
Była (z dokładnością do nanosekundy) godzina siódma wieczorem, gdy Deidara i Sasori opuścili pokój. Deidara co prawda chętnie spędziłby kilka dodatkowych minut na szykowaniu się, ale Sasori w stanowczy i (nieco) brutalny sposób wypchnął go z pokoju, burcząc półgłosem zawiłe ekspoze o znaczeniu punktualności. Albo coś podobnego, Deidara nie słuchał zbyt uważnie. Żwawym krokiem udali się w kierunku wyjścia z kwatery, gdzie - ku rozczarowaniu Sasoriego - nie było jeszcze Kisame i Itachiego.
- Spóźniliście się. - Zaatakował więc, gdy tylko wspomniana dwójka pojawiła się, parę minut później, w wyznaczonym miejscu.
- Sorry, sorry. - Mruknął Kisame. - Niektórzy spędzają trochę więcej czasu przed lustrem. -
- Przynajmniej niektórzy potrafią dopasować koszule do spodni. - Obraził się Itachi.
- Taaak? - Zagaił z ironią lalkarz. - A dobrałeś też majtki pod kolor? -
- Chciałbyś się przekonać, co? - Uchiha spojrzał na niego złośliwie.
- Chyba w twoich snach. - Sasori wzruszył ramionami.
- Raczej koszmarach. - Poprawił jadowicie Itachi.
- Dosyć. - Kisame zdecydowanym tonem przerwał bezsensowną dyskusję. Wiedział, że to nie będzie najprzyjemniejszy wieczór, skoro praktycznie wszyscy zostali tu doprowadzeni siłą, ale miał nadzieję, że Itachi i Sasori chociaż spróbują się pohamować z okazywaniem reszcie świata niechęci.
- On zaczął. - Sasori machnął ręką w stronę Uchihy. - A zresztą, jak masz jakiś problem, to już twój problem. -
- Właśnie, przestań się czepiać. - Dołączył się do pretensji brunet. - A ty zabieraj tą łapę, jeśli chcesz jej jeszcze używać. -
Nadzieja matką głupich.
- To... idziemy na to piwo? - Przerwał nieśmiało Deidara.
- Oczywiście, że idziemy. - Podjął męską decyzję Kisame. - Ale już. -
- A gdzie idziemy? - Zapytał blondyn, rozglądając się ciekawie po okolicy.
- Tu niedaleko jest taki fajny bar... może to nie najlepszy lokal w okolicy, ale tani, w miarę spokojny i nie czepiają się klientów. - Tłumaczył Kisame, za wszelką cenę próbując nawiązać w miarę cywilizowaną konwersację. - Wiesz, będąc w Akatsuki nie do wszystkich klubów mamy wstęp, tym bardziej, że staramy się nie zwracać na siebie uwagi. -
- Co? - Zdenerwował się najwyraźniej Deidara. - Nie dość, że zostałem na siłę wepchany do organizacji, której cel jest mi niezrozumiały i obojętny, wszyscy traktują mnie w sposób urągający wszelkiej godności, to jeszcze chcesz powiedzieć, że przez to całe "członkostwo w Akatsuki" połowa dobrych lokali zamknie przede mną drzwi? To gdzie ja będę imprezował? -
- Znów masz jakiś problem? - Wysyczał zimno Sasori.
- Ciebie, między innymi. - Odciął się szybko blondyn.
- Dosyć, zabiję go. - Postanowił lalkarz.
- Najpierw piwo. - Przerwał Kisame, mając nadzieję, że po odpowiedniej dawce alkoholu Sasori będzie nieco bardziej przyjaźnie nastawiony. - Deidara nie zając, nie ucieknie. -
- Dobrze, a potem go zabije. - Przypomniał o sobie Sasori.
- A rób sobie co chcesz. - Itachi machnął ręką.
- Zaraz, zaraz! - Oburzył się ignorancją Uchihy Deidara. - Nie możecie tak bezczelnie planować mojej śmierci. -
- Właśnie to zrobiliśmy. - Uświadomił go brunet.
- W takim razie możecie się odwalić. - Poinformował ich obrażonym tonem blondyn.
- Coś powiedział? - Zdenerwował się Sasori.
- DOSYĆ! - Wydarł się kolejny raz Kisame. - Nie chcę słyszeć ani słowa o tym, kto, kogo, dlaczego, jak, kiedy i gdzie zamierza zabić. Chcę się w spokoju napić piwa. -
- Dobrze, dobrze. Nie przynudzaj. - Itachi uspokajająco machnął ręką. - Pijmy. -
***
- W porządku. - Westchnął Deidara. Skoro już wylądował z tymi maniakalnymi psychopatami przy jednym stole, to może równie dobrze zacząć rozmowę. - To może ktoś mi łaskawie powie, co właściwie organizacja Akatsuki robi?
- Niewiele. - Wyjaśnił dosadnie, choć z posępną miną Itachi.
- No, wiadomo, chodzi o polowanie na demony. - Pośpieszył z bardziej rozwiniętym składniowo wytłumaczeniem Kisame.
- Jak w "Z Archiwum X"? - Upewnił się Deidara, szukając desperacko jakiegoś punktu odniesienia.
- Nie, oni polują na kosmitów. - Kisame w skupieniu pokręcił głową. - My na demony, takie z ogonami. -
- Z ogonami. - Powtórzył nic nie rozumiejąc Deidara.
- Tak. To jest dość skomplikowane, nikt nie wie o co naprawdę chodzi. - Przyznał szczerze Kisame. - Każdy dołączył z prywatnych celów... a że organizacja ma naczelny cel, to już inna sprawa. Możesz zresztą poczytać w Księdze Kryminalistów. -
- Księga Kryminalistów jest do chrzanu. - Wtrącił się Sasori, któremu nagle zebrało się na odzywanie się.
- Sasori nie lubi tejże literatury. - Wyjaśnił Itachi.
- Czemu? - Zainteresował się blondyn.
- Napisali, że jestem niski. - Ponuro odpowiedział lalkarz.
- Jesteś niski. - Uświadomił go z właściwą sobie delikatnością Uchiha.
- Jestem średniego wzrostu! - Zdenerwował się szczerze Sasori.
- Wzrost to nie wszystko. - Wtrącił Deidara, bo jak sobie właśnie uświadomił, on sam był niższy nawet od Sasoriego. - Ważne jest to, co w środku. -
- Znaczy, na przykład jelita? - Upewnił się sarkastycznie lalkarz.
- Tak, w szczególności jelita. - Itachi pokiwał złośliwie głową. - Czyli coś, czego ty nie posiadasz, przykro mi. -
Na szczęście zanim Sasori zdążył cokolwiek odpowiedzieć (a napewno nie byłoby to miłe) przy stoliku pojawiła się kelnerka ze wdzięcznym pytaniem "co podać?" na ustach.
- Cztery duże piwa prosimy. - Zamówił szybko Kisame. -
Dziewczyna kiwnęła głową i szybkim krokiem ruszyła w stronę baru.
- Dobre mają tu to piwo chociaż? - Zagaił blondyn.
- Niezłe. - Odparł wyczerpująco Itachi.
- Potrafisz wyprodukować z siebie dłuższą wypowiedź, czy rzeczywiście komunikujesz się monosylabami? - Zainteresował się zgryźliwie Deidara.
- Potrafię. - Burknął Uchiha. - Ale mi się nie chce. -
- Myślałem, że przyszliśmy się tu zabawić. - Obraził się blondyn. - Trochę entuzjazmu, proszę. -
- Młody ma rację, to ma być miły wieczór. - Poparł go Kisame, wciąż mając nadzieję na cywilizowany rozwój akcji. - Pogadajmy. -
- Musimy? - Jęknął teatralnie Sasori.
- Tak, MUSIMY. - Powtórzył z naciskiem Kisame.
- Twój ton nie robi na mnie wrażenia. - Lalkarz pozostawał, jak zwykle, niewzruszony.
- Oj, zaraz ci przywalę. - Sięgnął po cięższe argumenty Kisame.
Itachi wstał wzdychając.
- Zamówię więcej alkoholu. - Wyjaśnił. - Bo chyba będzie nam potrzebny. -
Trudno było się nie zgodzić z tą logiką.

Rosa - 2009-11-01 14:35:53

hehe jak zwykle świetne xD Rozbrajasz mnie tymi tekstami ... xP

hoshi-chan - 2010-01-04 18:56:40

Szkoda, ze masz tego tylko tyle. Bede plakac jak sie to skonczy ;)

Black Star - 2010-01-04 21:40:29

tylko tyle? nic bardziej mylnego, ten tFór ma 142 strony w wordzie. XD
a więc, specjalnie dla Ciebie kolejna część. ^_^

część piętnasta

(NADAL FLASZBAK)
(następnego dnia)

Był wczesny ranek, gdy Kisame zabierał się właśnie do zjedzenia śniadania. Czuł się nieco "wyprany" po wczorajszym wieczorze, ale w sumie nie było tak źle. Zresztą, przecież wypił najmniej. A sam wieczór zakończył się naprawdę dobrze - po czwartej butelce byli już nawet w stanie nie tylko tolerować siebie nawzajem, ale nawet odnaleźli wspólny język. Potem było tylko lepiej. Akurat gotował wodę na herbatę, gdy w kuchennych drzwiach stanął Itachi, a jego wyraz twarzy nie wróżył niczego dobrego.
- Wyłącz. To. - Wysyczał zimno Uchiha, wskazując na czajnik.
Kisame posłusznie wyłączył urządzenie.
- No tak. Pewnie boli cię głowa? - Zagaił ze zrozumieniem.
- Ciiiicho. - Burknął Itachi. - Nawet nie próbuj ze mną zaczynać rozmowy, bo będzie to ostatnia konwersacja w twoim życiu. -
Kisame westchnął. A przecież mówił wczoraj, i to nie raz, żeby uważać z tym alkoholem... No tak, ale kto by go słuchał. Uchiha tymczasem przywędrował do lodówki, wyciągnął z niej butelkę wody mineralnej i uzupełnił poziom płynów. Najwyraźniej nieco mu to pomogło, bo przestał wpatrywać się nienawistnie w sprzęty kuchenne i nawet zaczął rozważać zrobienie śniadania.
W międzyczasie do kuchni wszedł... wtoczył się Deidara, który - zdaniem Kisame - wyglądał trochę tak, jakby go przejechał tramwaj (w obie strony). Blondyn rozejrzał się nieprzytomnie po pomieszczeniu, po czym pomachał pozostałej dwójce ręką.
- Ty też? - Upewnił się Kisame.
Blondyn pokiwał smętnie głową.
- Chyba umieram. - Wytłumaczył boleśnie. - I to bardzo. -
- Nie umierasz. - Uspokoił go Kisame. - Przejdzie ci. -
- Przejdzie razem ze mną. - Ponuro mruknął Deidara, siadając przy stole i układając głowę na blacie. - Pierwszy raz tak imprezowałem, a to wszystko przez was. -
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. - Wzruszył ramionami Itachi. 
Deidara chciał coś odpowiedzieć, ale w kuchni akurat pojawił się Sasori.
- Dzień dobry. - Lalkarz powitał ich podejrzanie radosnym - i wyjątkowo denerwującym - tonem.
- A ty co taki szczęśliwy? - zapytał podejrzliwie Kisame.
- Cóż, moi ludzcy przyjaciele, kukiełki nie mają kaca. - Pochwalił się Sasori.
- Zabiję. - Poinformował lakonicznie Itachi, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Nie no, Itachi, coś ty. - Mitygował Kisame. - Po co ci to, jeszcze cię głowa rozboli. -
- Może będzie lepiej, jak sobie pójdę. - Rozważał lalkarz.
- Zdecydowanie. - Pochwalił ten krok Kisame.
- To idę. - Podsumował Sasori, wysuwając się z kuchni. - Będę w pracowni, jakby ktoś mnie potrzebował. -
- Nie licz na to. - Mruknął za nim Deidara. Szczerze mówiąc, miał ochotę przywalić rudemu za ten radosny uśmieszek, ale wstanie z krzesła przekraczało w tym momencie jego możliwości.
Zaledwie parę sekund po wyjściu lalkarza w okolicach kuchni pojawił się lider i - co gorsza - wyraźnie zainteresował się siedzącym przy stole towarzystwem.
- Witam. - Zaczął formalnym tonem.
- O, cześć szefie. - Przywitał się Kisame, jak zwykle uprzejmy. - Co słychać? -
- W porządku... Lepiej opowiedzcie, czy wczoraj wszystko dobrze poszło. - Przeszedł do sedna Pein, przyglądając się podejrzliwie pokładającemu się na stole blondynowi.
- Tak, dogadaliśmy się. - Odpowiedział sucho Itachi. Musiał to przyznać. Deidara może i był wkurzający, ale jego entuzjazm zdecydowanie przyda się w Akatsuki.
- Naprawdę? - Dopytywał się lider z niedowierzaniem. - Deidara? -
- Tak, jest okej. - Odparł blondyn. Rzeczywiście, może da radę się tu odnaleźć... jeśli tylko przejdzie mu ten cholerny ból głowy.
- To świetnie. - Ucieszył się szczerze szef. - W takim razie wysyłam was na misję. -
- Że. Co? - Deidara (zbyt) gwałtownie podniósł głowę i spojrzał na lidera wzrokiem pełnym bólu i niedowierzania.
- Misja. - Powtórzył Pein zimno. - Jedziecie odebrać pewne istotne dla organizacji dokumenty. Zbierać się. -
- Zaraz. - Przerwał Itachi. - Nie można by tego przełożyć? Choćby na jutro? Przecież my ledwo żyjemy. Wie pan, o której wczoraj wróciliśmy? -
- Słyszałem. - Burknął lider z niezadowoloną miną. - O ile dobrze pamiętam, to było koło czwartej, a wy śpiewaliście "Nothing's gonna stop us". -
- Ja nie śpiewałem. - Wtrącił obronnym tonem Kisame. - To oni. -
- Nie interesuje mnie to. - Poinformował go sucho szef. - Zresztą, to jak czujecie się dziś to tylko i wyłącznie wasza wina. Trzeba było znać granice. -
- Nasza wina? - Obraził się najwyraźniej Itachi. - To pan nam kazał wyjść na piwo. -
- Tak. Na JEDNO piwo! - Wyjaśnił z naciskiem Pein. - W życiu nie powiedziałem, że macie wyjść i upić się do nieprzytomności. Nie chcę słyszeć ani słowa więcej, lepiej szykujcie się na misję. -
To mówiąc odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni.
- Za jakie grzechy. - Jęknął Deidara. - Przecież jestem dobrym człowiekiem. -
- Przestań się nad sobą użalać. - Itachi spojrzał na niego krytycznie. - I doprowadź się do jakiejś używalności. Kisame, idź po Sasoriego, ja spakuję najpotrzebniejsze rzeczy i idziemy. Spotykamy się w przedpokoju, za dwadzieścia minut. Jasne? -
- Dobrze, już dobrze. - Westchnął Kisame. - Nie musisz się złościć, Itachi. -
- Kisame. - Westchnął Uchiha. - Co ja ci powiedziałem dziś rano? -
Kisame wytężył pamięć.
- Żebym nie próbował z tobą rozmawiać. - Wymyślił w końcu.
- To trzymaj się tego. - Pokiwał głową Uchiha.
***
- Nie wierzę, co za chamstwo wysłać nas na misję w takiej chwili. - Sasori tupał ze złością nogą. Cała trójka czekała w przedpokoju aż Deidara łaskawie się pojawi i będą mogli iść. - Akurat robiłem wielkie dzieło, byłem w kluczowym momencie, rozumiecie, kluczowym! -
- Sasori. - Przerwał Itachi, uśmiechając się w sposób, który można było określić tylko jako "wybitnie podejrzany".
- Tak? -
- Zamknij się. - Doradził Uchiha, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- A, dobrze. - Zgodził się szybko lalkarz.
- Siema, siema, jak się macie, gdzie misja, idziemy, macie coś do jedzenia? - Deidara wkroczył dziarskim krokiem do pomieszczenia i powitał czekających  z radosnym uśmiechem na twarzy, a słowa wyrzucał z prędkością karabinu maszynowego.
- Co... co ci się stało? - Zapytał ze zdumieniem Kisame.
- Dobrze się czujesz? - Upewnił się Sasori, przyglądając się blondynowi uważnie.
- Fantastycznie! - Deidara machnął ręką i podskoczył dwa razy. - Przeszło mi, wziąłem APAP. -
- APAP nie pomaga na kaca. - Poinformował go zimno Itachi.
- Pomaga, pomaga. - Blondyn klasnął radośnie w dłonie. - Pierwsze cztery tabletki może rzeczywiście nie zadziałały, ale następne cztery jak najbardziej. -
- Wziąłeś tego osiem?! - Wystraszył się szczerze Kisame.
- Szesnaście. - Poprawił Deidara. - Po tych ośmiu pomyślałem, że warto podwoić dawkę, wiecie, na wszelki wypadek... hej, też widzicie słonia? -
- Przecież on jest totalnie naćpany. - Ocenił trzeźwo Sasori.
- Ile palców widzisz? - Itachi wyciągnął w kierunku Deidary otwartą dłoń.
- Osiemdziesiąt. - Odpowiedział całkiem poważnie blondyn.
- No i co teraz? - Zapytał poważnie Kisame. - On nie może iść w takim stanie na misję. -
- Oczywiście, że nie może, nie odróżni wrogów od znaków drogowych. - Zgodził się Uchiha.
- Lubie znaki drogowe. - Poinformował nie wiadomo dlaczego Deidara.
- Dobrze. - Sasori westchnął ciężko. - Kisame, weź go gdzieś i przypilnuj, żeby w nic się nie wpakował. -
- Niby gdzie mam go wziąć? - Zdenerwował się Kisame. Jak zwykle dostawał najgorszą możliwą robotę. - Do szafy zamknąć? -
- Może być, ale trzymaj z dala ode mnie. A my pogadamy z szefem. - Wyjaśnił lalkarz.
- Okej. - Zgodził się dość niechętnie Kisame, ciągnąc blondyna w stronę korytarza. - Chodź, Deidara. -
- Ja nie chcę! Ten świat jest zbyt piękny, żeby umierać. - Wybuchnął blondyn, łapiąc Itachiego za koszulkę. - Nie opuszczaj mnie! -
- Zabierz to ze mnie! - Wyszarpnął się z przerażoną miną Uchiha.
- Deidara, puść Itachiego, my zaraz wrócimy... - Spróbował tłumaczyć Sasori.
Blondyn spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Spoko, spoko, nie bądź zazdrosny, ciebie też kocham. - Pocieszył machając lekceważąco ręką.
Sasori odskoczył jakieś trzy metry w tył.
- Kisame, weź go stąd! - Syknął z niezadowoleniem.
- Nie chcę stawać na drodze prawdziwej miłości. - Roześmiał się złośliwie Kisame.
- Kisame! - Warknął Itachi.
- Dobrze, dobrze. No już. - To mówiąc, nie czekając na prawdopodobny sprzeciw blondyna, wziął Deidarę za nogi i wyciągnął z pokoju.
- To idziemy? - Uchiha skierował się w stronę gabinetu lidera.
- Tak. - Przytaknął szybko Sasori. - Może nie wspominajmy więcej o tym, co się tu zdarzyło. -
- Bardzo dobry pomysł. - Zgodził się nieoczekiwanie Itachi.
***
(gabinet lidera)
- No? - Pein spojrzał na nich podejrzliwie. - Czego tu chcecie? Chyba wysłałem was na misję? -
- Nie możemy iść. - Wyjaśnił ponuro Uchiha.
- A to niby dlaczego? - Zdenerwował się natychmiast lider.
- Deidara jest chory. - Sucho wytłumaczył Itachi, wybierając najprostrzy możliwy powód..
- Chory? - Dopytywał się szef poirytowanym tonem. - Na co chory? -
- Nie wiem, czy ja panu wyglądam na lekarza? - Jego irytacja najwyraźniej udzieliła się brunetowi.
- To skąd wiesz, że jest chory? - Zaatakował szybko Pein, w oskarżycielski sposób wymierzając w Itachiego palec.
- Ma gorączkę i majaczy. - Wymienił, prawdziwe zresztą, objawy Uchiha.
- Gorączkę... hmm... - Lider zastanawiał się na głos. - Niech weźmie Aspirynę. -
- Nie! - Przeraził się Itachi, którego wyobraźnia szybko podsunęła mu możliwy rezultat połączenia aspiryny z resztą specyfików, które Deidara już zdążył zażyć.
- Jak to nie? - Zdziwił się gwałtownym sprzeciwem Pein.
- Deidara ma alergię na kwas acetylosalicylowy. - Wymyślił na poczekaniu Sasori.
- Hn. - Skomentował z niezadowoleniem Pein. - To może Gripex? -
- Na paracetamol też ma alergię. - Trzymał się raz obranego pomysłu lalkarz.
- Ma alergię na to i na to? - Szef rzucił mu podejrzliwe spojrzenie. Coś tu wyraźnie nie pasowało.
- Tak, wie pan, to nawet logiczne, wie pan, kwas acetylosalicynowy powstaje z reakcji kwasu salicylowego z bezwodnikiem octowym. Ten sam bezwodnik octowy jest konieczny przy tworzeniu paracetamolu, służy do acetylowania aminofenolu do N-acetylo-p-aminofenolu, rzecz jasna w wodzie. - Wyjaśnił natychmiast lalkarz. - Tak więc są to dość pokrewne związki, nawet składają się z tych samych cząsteczek, pomijając fakt, że w paracetamolu oprócz tlenu, wodoru i węgla występuje jeszcze azot, który jak wiadomo, jest produktem reakcji nitrowania. -
- Nie rozumiem. - Przyznał się lider.
- Ja też nie. - Sasori uspokoił go wzruszeniem ramion.
Pein westchnął ciężko. Ta konwersacja zaczynała doprowadzać go do bólu głowy.
- To co zamierzacie z nim zrobić? - Zapytał zimno.
- Poczekamy, napewno do jutra mu przejdzie. - Itachi machnął uspokajająco ręką. - Co pan na to? -
- No dobrze. - Zgodził się powoli lider. - Ale... jeśli mu nie przejdzie i znów będziecie się próbowali wymigać... to zabiję któregoś z was. Czy to jest jasne? -
- Tak jest. - Potwierdził natychmiast Sasori.
- Do widzenia. -

hoshi-chan - 2010-01-11 18:51:02

Wrzucaj, wrzucaj dalej, bo umrę! Bedzie zgon na łamach forum.  ;)
Bo to co piszesz jest po prostu genialne.

Livvy - 2010-01-14 13:12:27

Phi, to już nie ma dedykacji dla Ukesia? :< ;p
142 strony i nadal powstaje? :>

Black Star - 2010-01-15 21:18:25

myślałam, że ukeś już nie wchodzi na forum ;)

Livvy napisał:

142 strony i nadal powstaje? :>

tak, bo to jest never-ending ;)

hoshi-chan napisał:

Wrzucaj, wrzucaj dalej, bo umrę! Bedzie zgon na łamach forum.  ;)
Bo to co piszesz jest po prostu genialne.

ah, dziękuję ^_^


* * *

część szesnasta

(NADAL FLASZBAK)

- Co teraz? - Zapytał Itachi rozglądając się niepewnie po pokoju Sasoriego i Deidary. Odkąd wrócili od szefa Deidara zdążył już urwać drzwi od szafy, przewrócić się o krzesło i wpaść na stół tłukąc dosłownie wszystko wokół, po czym podnieść się tylko po to, aby władować się na półkę z książkami i - przy okazji - rozlać na dywan kilka mikstur Sasoriego (na szczęście nie były toksyczne). W dodatku Kisame zdenerwował się gdy Deidara po raz piąty określił go jako "duże, niebieskie" i ze złością wyszedł, zostawiając Itachiego i Sasoriego samych z problemem.
- Nie wiem, on gotów wyskoczyć przez okno. - Zastanawiał się poważnie Sasori, uważnie obserwując jak Deidara próbuje otworzyć drzwi bez naciskania klamki, mrucząc jednocześnie coś o "porywistym wietrze".
- Ta, a co gorsza powiedzieliśmy szefowi, że jest chory, więc powinien w łóżku siedzieć. Nie może tak biegać i hałasować. - Dodał Uchiha. - Wolałbym, żeby nas nie przyłapano na kłamstwie. -
- Może go przywiążmy? - Zaproponował pomysłowo Sasori.
- To nie jest najlepszy moment na spełnianie twoich perwersyjnych fantazji. - Uświadomił go zimno brunet.
- Gdyby to były moje fantazje to on by był martwy, ty i cała reszta siedzielibyście zamknięci w piwnicy, a ja miałbym w końcu czas na tworzenie swojej SZTUKI. Przez duże "sz". - Zdenerwował się lalkarz. - Ale jak go przywiążemy, to przynajmniej nie będzie latał jak głupi po całym pokoju. A rano, jak się obudzi, będzie już po wszystkim. -
- Dobra. - Zastanawiał się na głos Uchiha. Pomysł Sasoriego, choć dość niepokojący, wydawał się dziwnie sensowny. - A czym go zwiążemy? Masz jakieś kajdanki? -
- I kto tu ma fantazje? - Sasori spojrzał na niego złośliwie. - Nie mam kajdanek, ale mam pasek od spodni. -
- Nada się. - Zawyrokował Itachi. - Dawaj. -
Sasori podał mu potrzebne akcesoria i już po chwili robota była skończona.
- Dobra, gotowe. - Podsumował Uchiha z zadowoleniem. Deidara zresztą nawet nie zauważył, że został unieruchomiony, bełkotał jedynie jakieś niezrozumiałe dla reszty świata wywody, z rozmarzeniem w oczach obserwując wiszącą lampę. - To ja idę do siebie, spać. -
- Ani mi się waż. - Sasori zatrzymał go szybko. - Stój gdzie stoisz i ani drgnij. -
- Co proszę? - Itachi aż uniósł brwi ze zdziwienia.
- Nawet sobie nie myśl, że pójdziesz sobie spać, a mnie zostawisz z nim samego. Siedzimy w tym razem i razem będziemy go pilnować. - Rzucił ostro lalkarz. - Jasne? -
- Wyluzuj. Oddychaj czasem, to podobno pomaga. - Doradził mu Uchiha wzdychając. - W porządku, zostanę. Prześpię się tu. -
To mówiąc Itachi wgramolił się na stojące obok łóżko Sasoriego i ułożył się wygodnie.
- Dobranoc. - Burknął Sasori.
- Ta, jasne. - Odparł bez przekonania Uchiha.
Sasori - o dziwo - pracował we względnym spokoju przez następne kilka godzin i nawet udało mu się zakończyć pierwszą fazę tworzenia kukiełki. Postanowił więc zrelaksować się odrobinkę i poczytać książkę. Na szczęście śpiący Itachi zajmował tylko kawałek łóżka, więc Sasori znalazł jeszcze nieco przestrzeni, żeby móc sobie przysiąść i odpłynąć w świat literatury.
***
(następnego ranka)
Hidan i Kakuzu oglądali akurat telewizję, kiedy sielankę przerwał mrożący krew w żyłach krzyk. A potem następny, i jeszcze jeden.
- Co to, kurcze, było? - Hidan rozejrzał się wokół.
- Nie mam pojęcia i nawet nie wiem czy chcę wiedzieć. - Odburknął niespecjalnie przejęty Kakuzu. W końcu byli w kwaterze Akatsuki, tu się czasem wrzeszczało.
- Brzmiało jak Deidara. - Zauważył Hidan.
- Pewnie Sasori go zamordował. - Kakuzu nie wydawał się jakoś szczególnie zainteresowanym tym faktem.
- Nie powinniśmy sprawdzić? - Naciskał Hidan.
- To nie mój problem. - Burknął Kakuzu.
Hidan jednak okazał trochę więcej zainteresowania i śpiesznie podreptał w stronę pokoju Sasoriego i Deidary, po czym - jak to miał w zwyczaju - gwałtownie otworzył drzwi. To co zobaczył całkowcie go zatkało. Na jednym z łóżek leżał przywiązany na wznak blondyn - i wydzierał się w niebogłosy. Z drugiego łóżka podnosili się właśnie Sasori i Itachi, rozglądając się z niepokojem po sypialni. Hidan nie namyślając się długo wynalazł najbardziej logiczną konkluzję.
- ZBOCZEŃCY! - Wykrzyknął z całą mocą.
- Nie! - Zaprzeczył szybko Sasori, machając rękami tak gwałtownie, że aż spadł z łóżka.
- Tak!!! - Ryknął w tej samej chwili Deidara. Nie miał pojęcia co właściwie się działo, obudził się przywiązany do łóżka, a pierwsze co zobaczył to leżący na łóżku obok Itachi, więc logicznie uznał, że należałoby trochę pokrzyczeć.
- Nie, nie, nie! - Wtrącił się Uchiha. - To nie tak, daj nam się wytłumaczyć. -
- Co tu się dzieje? - Zainteresował się tymczasem Kakuzu, który zwabiony głośnymi wrzaskami przybył popatrzeć. Tuż za nim dreptał Kisame.
- Itachi i Sasori wykorzystują Deidarę. - Wytłumaczył klarownie Hidan.
- To nieprawda. - Przerwał Itachi. - Kisame, no powiedz im. -
- Mnie w to nie mieszaj, ja nie mam z tym nic wspólnego. - Odparł z dystansem Kisame. Nie zamierzał dać się wrobić w żadne perwersyjne sytuacje.
- Zboczeńcy, ale to było do przewidzenia. - Ocenił Kakuzu, kiwając z zastanowieniem głową. - Żeby dorosły facet bawił się lalkami, to musi z nim coś być nie tak.-
- Z kim niby jest coś nie tak?! - Wściekł się nie na żarty Sasori. - Zaraz ci pokażę zabawę lalkami! -
- Nie jesteśmy zboczeńcami. - Powtarzał tymczasem uparcie Uchiha.
- To wytłumacz TO! - Hidan oskarżycielskim gestem wskazał na przywiązanego Deidarę.
- CICHO. Wszystko wyjaśnię. - Obiecał Itachi. - Tylko ma moment się zamknijcie. -
Paręnaście minut później Itachi, przy wsparciu Sasoriego, a potem także Kisame i nawet Deidary (gdy w końcu przypomniał sobie wydarzenia dnia poprzedniego), w końcu przekonał Kakuzu i Hidana, że może jednak nie jest zboczeńcem.
- Ale będziemy mieć na was oko. - Hidan groźnie na nich łypnął.
- Dokładnie tak. - Dodał złośliwym tonem Kakuzu. - A jeśli chcecie żeby reszta świata nie dowiedziała się o tej interesującej historii, to przez najbliższy tydzień stawiacie mi obiad. -
- Dobrze, tylko wynoś się już stąd, bo inaczej już nigdy nie zjesz obiadu. - Wysyczał jadowicie Sasori.
- Papa. - Hidan pomachał ręką. - Miło było. -
To mówiąc zaśmiał się i razem z Kakuzu i Kisame opuścili pokój.
Itachi odetchnął ciężko, ale z ulgą.
- ... Zjemy śniadanie? - Zaproponował cicho.
- Tak, chętnie. - Zgodził się Sasori, podchodząc do drzwi.
Uchiha podążył za nim.
- Zaraz! - Wydarł się blondyn. - Niech mnie który rozwiąże! -
Odpowiedział mu głuchy trzask zamykanych drzwi.